poniedziałek, 30 maja 2016

Uśmiech teściowej z rabarbarem



Zostałam obdarowana rabarbarem, dlatego postanowiłam upiec zmodyfikowaną wersję popularnego ciasta "Uśmiech teściowej". Rabarbar zajął miejsce jabłek, dodatkowo całość posypałam skórką pomarańczową. Prosty i szybki w przygotowaniu deser idealnie nadaje się do kawy lub gdy ma się ochotę na coś słodkiego. Swoje ciasto przygotowałam w thermomixie, ale można je też wykonać w tradycyjny sposób.

Składniki na ciasto:
100 g mąki owsianej
300 g mąki tortowej 
250 g margaryny do pieczenia
100 g cukru trzcinowego
1 jajko
2 żółtka
60 g kwaśnej śmietany 18%
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki kakao

Wykonanie:
Do misy wsypać obie mąki, dodać margarynę i wymieszać 5 sekund obroty 5. Dodać resztę składników i wyrobić kruche ciasto 35 sekund obroty 3. Wyjąć z misy i podzielić na dwie części 60% i 40%. Mniejszy kawałek włożyć na pół godziny do zamrażalki. Pozostałe ciasto rozwałkować i włożyć do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia. Podpiec 15 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza. Po tym czasie wyjąć i przestudzić. 

Składniki na masę:
2 budynie waniliowe
750 ml mleka
40 g cukru

Wykonanie:
Na noże założyć motylek, dodać wszystkie składniki masy i gotować 15 minut 90 stopni Celsjusza obroty 2.
Na przestudzone ciasto rozłożyć 500 g obranego i pokrojonego na małe kawałki rabarbaru, następnie wylać gorącą masę budyniową. Z zamrażarki wyjąć ciasto i zetrzeć na tarce o dużych otworach lub porwać na małe kawałki i posypać nimi budyń. Wierzch można ozdobić skórką pomarańczową. Ciasto piec w temperaturze 180 stopni około 35 minut. 

Smacznego!

sobota, 28 maja 2016

Markus Zusak "Złodziejka książek"

Opis książki
"Rok 1939. Dziesięcioletnia Liesel mieszka u rodziny zastępczej w Molching koło Monachium. Jej życie jest naznaczone piętnem ciężkich czasów, w jakich dorasta. A jednak odkrywa jego piękno – dzięki wyjątkowym ludziom, których spotyka, oraz dzięki książkom, które kradnie.

Od momentu wydania powieść znajduje się na szczycie listy bestsellerów "The New York Timesa". Zyskała również ogromne uznanie krytyki literackiej."

Markus Zusak to australijski pisarz. Sławę zdobył przede wszystkim powieścią "Złodziejka książek". Przeczytałam ją z dwóch powodów. Po pierwsze, słyszałam i czytałam o niej pochlebne zdania. Po drugie, zanim pooglądam ekranizację, chciałam najpierw poznać pierwowzór.

"Złodziejka książek" to powieść, którą trzeba przeczytać. Jest inna, ważna, fascynująca. Niesie ze sobą spory ładunek emocjonalny.

Już od pierwszej strony czytelnik zostaje zaskoczony, ponieważ narratorem jest Śmierć. Jawi się, nie jako bezwzględna Kostucha z kosą, lecz współczujący mężczyzna. Wydarzenia II wojny światowej poznajemy z jej perspektywy. Narrator często wybiega w przyszłość, nadmienia, o czym będzie opowiadać, po czym wraca do bieżących zdarzeń. Jego uwagę przykuwa przede wszystkim Liesel Meminger i to ona jest główną bohaterką jego opowieści.

Liesel poznajemy jako 10-letnią dziewczynkę, która u progu II wojny światowej jedzie do Molching, aby zamieszkać u rodziny zastępczej. Właśnie tutaj następuje pierwsze spotkanie dziewczynki i Śmierci. Umiera jej brat, a ona po pogrzebie kradnie pierwszą książkę. Liesel zamieszkała przy ulicy Himmelstrasse u Hubermannów. To właśnie tutaj przeżywała wzloty i upadki, wprawiała się w złodziejstwie, drżała o życie ukrywanego w piwnicy Żyda, poznała smak przyjaźni.

Miejscem akcji Zusak uczynił małe miasteczko niemieckie. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak wyglądała wojna z perspektywy zwykłych, prostych ludzi. Ludzi, których uczono szacunku do Hitlera. Przejmujący jest też obraz dzieci, którym kazano zasilać szeregi Hitlerjugend. Ich beztroskie dzieciństwo naznaczone zostało wiecami na cześć przywódcy.

"Złodziejka książek" to lektura obowiązkowa. To książka, która na długo pozostaje w pamięci. 

Kategoria: Powieść historyczna
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 496
ISBN: 978-83-10-12730-3 

niedziela, 22 maja 2016

Rolada z bitą śmietaną i truskawkami



Biszkopt, bita śmietana i truskawki, to idealny deser na wiosenno-letnią porę. Jest to ciasto uniwersalne, bo wystarczy dodać inne owoce i zyskamy nową odsłonę tej pysznej rolady. 

Składniki na ciasto:
3 jajka
1 szklanka cukru (u mnie cukier trzcinowy)
1 szklanka mąki tortowej
1/2 szklanki mąki owsianej (można pominąć i zastąpić mąką tortową)
cukier waniliowy
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/3 szklanki wody

Wykonanie:
Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy z cukrem i cukrem waniliowym na sztywną pianę. Stopniowo dodajemy żółtka, oba rodzaje mąki, proszek do pieczenia i wodę.Delikatnie, ale dokładnie mieszamy. Ciasto wylewamy na blachę od piekarnika wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy 20 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza. Po upieczeniu ciasto kładziemy na ścierkę, zdejmujemy papier i luźno rolujemy. Pozostawiamy do całkowitego wystudzenia.

Składniki na krem:
500 gram schłodzonej śmietany kremówki
4 łyżki cukru pudru
1/3 szklanki wrzątku
1 łyżka żelatyny
1 szklanka truskawek (w połowie zmiksowanych)

Wykonanie:
Żelatynę rozpuszczamy we wrzątku i pozostawiamy do wystygnięcia. Śmietanę ubijamy razem z cukrem pudrem, dodajemy truskawki i przestudzoną żelatynę. Delikatnie mieszamy. Rozwijamy roladę, nakładamy krem, zwijamy i chowamy do lodówki na kilka godzin. Po tym czasie posypujemy cukrem pudrem i kroimy ostrym nożem.

Smacznego!


 

sobota, 21 maja 2016

Neutrogena — Formuła Norweska szybko wchłaniający się krem do rąk



Tak się jakoś złożyło, że jet to chyba pierwszy post na moim blogu odnośnie kremu do rąk. Nie mam problemu z nadmiernie przesuszającą się skórą tej części ciała, dlatego regularnie nie stosuję żadnych nawilżaczy. Tym razem jednak postanowiłam przetestować jakiś krem do rąk i przede wszystkim konsekwentnie — minimum dwa razy dziennie aplikować go na skórę. Mój wybór padła na Neutrogenę — Formułę Norweską szybko wchłaniający się krem do rąk. 

Co o nim pisze producent?
Natychmiast nawilża skórę dłoni sprawiając, że odzyskuje ona miękkość i elastyczność. Krem ma lekką, nietłustą konsystencję, dzięki czemu szybko się wchłania, przynosząc natychmiastowe uczucie komfortu. Odpowiedni do codziennego stosowania w domu lub w pracy.

Moja opinia
Krem zamknięty jest w w plastykowym, podłużnym 75 ml opakowaniu zakończonym solidną klapką na zatrzask. Zamknięcie jest trwałe, nie wyłamuje się ani samo się nie otwiera.


Ma przyjemny, delikatny zapach, który przez jakiś czas się utrzymuje. Konsystencja kremu jest lekka i treściwa. Kosmetyk dobrze się rozprowadza i zgodnie z obietnicą producenta —  dosyć szybko się wchłania. Tak, jak już wspominałam, nie mam problemu z nadmiernym przesuszeniem dłoni, dlatego jednorazowo nie aplikowałam zbyt dużej ilości kremu i moja opinia na temat szybkiego wchłaniania jest oparta na moim doświadczeniu z niewielką ilością produktu. Bardzo ważne dla mnie jest to, że nie pozostawia tłustego filmu, a co za tym idzie nie powoduje uczucia dyskomfortu. 
  

Dłonie po użyciu kremu są miękkie i nawilżone. Nie mam porównania do innych produktów tego typu, dlatego nie ocenię go na tym tle. Napiszę po prostu, że jest dobry i na pewno sprawdzi się u osób, które nie mają problemu z bardzo przesuszoną skórą. Minusem jest mała wydajność kosmetyku w stosunku do ceny. Za tubkę kremu trzeba zapłacić około 15 zł.

piątek, 20 maja 2016

Catrice — Liquid camouflage


Kultowym produktem marki Catrice jest kamuflaż w kremie. Był taki czas, że kupienie go graniczyło z cudem. Firma poszła za ciosem i we wrześniu 2015 roku wprowadziła na rynek wodoodporny korektor w płynie. Czy dorównuje on słynnemu poprzednikowi?
 
Co o nim pisze producent?
Korektor o wysokim poziomie krycia. Płynny, mocno kryjący i niezwykle trwały korektor. Doskonale kamufluje cienie pod oczami, przebarwienia, nawet tatuaże. Nakładaj niewielkimi plamkami i pozostaw do wyschnięcia. Jeśli jest taka potrzeba nałóż więcej warstw. Wodoodporny.
 
Moja opinia
Korektor w płynie występuje w dwóch wersjach: 010 Porcelain i 020 Light Beige. Ja mam ten ciemniejszy odcień.
 
 
Kamuflaż zamknięty jest w 5 ml opakowaniu z aplikatorem zakończonym miękką gąbką, które przypomina opakowania błyszczyków do ust. Jest poręczny i wygodny w użyciu, a do tego estetyczny — produkt aplikujemy bezpośrednio na twarz, co zapobiega zabrudzeniu siebie i otoczenia.
 
 
Kosmetyk ma bardzo ładny zapach. W porównaniu do wersji słoiczkowej ma lżejszą formułę. Produkt bardzo dobrze stapia się ze skórą i pozostaje na niej naprawdę długo. Niech nikogo nie zmyli konsystencja płynna w opisie, bo wbrew pozorom kamuflaż nie jest lejący ani wodnisty, tylko kremowy. Porównałabym go do formuły kremów BB. 
 
 
Tak wygląda odcień 020
 
 
Kamuflaż nie zapycha skóry, nie wysusza jej, nie sprawia wrażenia efektu maski i nie ciemnieje. Doskonale radzi sobie z niewielkimi niedoskonałościami cery, natomiast nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie czy tak samo dobrze poradzi sobie z bardzo problematyczną skórą. Niemniej jednak jest to fantastyczny produkt za niewielką cenę. Za opakowanie 5 ml trzeba zapłacić około 15 zł.
 
 

niedziela, 15 maja 2016

Margaret Leroy "Fräulein Angielka"


Opis książki
"Znakomita powieść historyczna osadzona w Wiedniu tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, o młodej kobiecie, żyjącej w niezwykłych czasach, która ryzykuje wszystko dla miłości. Wiedeń, 1937. Kiedy siedemnastoletnia Stella Whittaker dostaje propozycję, by studiować w Wyższej Szkole Muzyki i Sztuki Dramatycznej w Wiedniu, jest to spełnienie jej marzeń; staje się ono możliwe dzięki dawnym znajomym rodziny, Rainerowi i Marthe Krause, którzy oferują jej pokój we własnym mieszkaniu. Piękno i elegancja miasta z jego wspaniałą architekturą uwodzą Stellę. Ale nie tylko to – atmosfera Wiednia otwiera ją na nieznane dotąd emocje. Przypadkowe spotkanie w galerii sztuki z młodym żydowskim lekarzem Harrim Reznikiem zmienia jej życie diametralnie. Stella poznaje miłość. Niestety, jej uczucie rodzi się w czasie, gdy na Europę pada mroczny cień wojny. Stella szybko przekonuje się, że i ludzie, i miasto, które zaczęła nazywać swoim domem, nie są tak przyjazne, jak sądziła. W tym przerażającym nowym świecie nikt nie jest bezpieczny."

Jeszcze dobrze nie przebrzmiały echa pierwszej wojny światowej, a już Europa stoi na progu kolejnej wojny. W Niemczech coraz większe poparcie zyskuje Hitler i jego antysemickie poglądy. Niepokój czuć również w Austrii, gdzie coraz częściej słychać o poczynaniach nazistów.

Dzięki uprzejmości rodziny Krause, z małej miejscowości angielskiej, przyjeżdża do Wiednia Stella Whittaker. Państwo Krause to znajomi matki Stelli, którzy przyjęli dziewczynę pod swój dach, aby mogła doskonalić swoją grę na pianinie u znakomitego profesora Zaslavskyego. Gdy nasza bohaterka poznaje miłość swojego życia - młodego lekarza Harriego, wydaje się, że wszystko zmierza w kierunku happy endu. Jednak na drodze do szczęścia staje polityka. Początkowo Stella nie chce przyjąć do wiadomości sygnałów o okrutnej działalności zwolenników nacjonalizmu, które docierają z zewnątrz. Nie może uwierzyć w to, że jeden człowiek może źle traktować drugiego tylko dlatego, że ten należy do społeczności żydowskiej. Jej ukochany jest przecież Żydem, profesor gry na pianinie też.

W trakcie swojego krótkiego, bo sześciomiesięcznego pobytu w Wiedniu, Stella odkrywa jeszcze jedną szokującą informację związaną z panem Krause. Zainteresowane osoby odsyłam na karty powieści Margaret Leroy.

„Fräulein Angielka” to historia opowiedziana przez tytułową bohaterkę. Dzięki narracji pierwszoosobowej znamy odczucia i przemyślenia tej młodej, troszkę naiwnej dziewczyny, która pod koniec powieści dojrzewa do podjęcia odważnej decyzji.  

Książkę czyta się jednym tchem. Na jej kartach odnajdziemy zarówno elegancję i piękno Wiednia, radość oraz wzruszenie, jak i zdradę przeplataną wszechobecnym na każdym kroku strachem. Historia spisana przez Margaret Leroy pozostaje w pamięci na długo, dlatego warto ją poznać.

Kategoria: powieść obyczajowo-historyczna
Wydawnictwo: Oficyna Gola
Liczba stron: 400
ISBN: 9788364252112
 

wtorek, 10 maja 2016

Irena Matuszkiewicz "Przebudzenie"


Opis książki
"Życie zaczyna się po setce. Jadwiga właśnie skończyła sto lat i nie zawraca już sobie głowy planowaniem najbliższej przyszłości. W zamian za to żyje „do tyłu”. Buszuje w pamięci: od szczęśliwego dzieciństwa, spędzonego w czasach niewoli pruskiej w Tucholi, w domu o wyraźnych proniemieckich sympatiach, przez roztańczoną młodość w wolnym kraju, aż po II wojnę światową, która zdecydowanie odmienia jej los i spojrzenie na Niemców.

Wychowana na przykładną panią domu, wierną towarzyszkę mężczyzny, który powinien myśleć o zapewnieniu rodzinie bytu, zostaje sama z małym dzieckiem i garścią bezużytecznej wiedzy. Po trzydziestu latach tłustych przychodzą lata chude, w nowej, nieprzyjaznej rzeczywistości. Jadwiga radzi sobie, bo odziedziczyła upór po przodkach, choć także sporo ich wad. Zbliżając się do kresu ziemskiej wędrówki, znów zaczyna myśleć i mówić po niemiecku. Dlaczego? Przebudzenie przynosi odpowiedź i na to pytanie."

,,Przebudzenie" to urzekająca historia stuletniej Jadwigi Jastańskiej cierpiącej na postępującą chorobę Alzheimera. Powieść toczy się na dwóch płaszczyznach — współczesnej i retrospektywnej.

Panią Jadwigę poznajemy w domu opieki, gdzie mocno daje się we znaki prowadzącym go zakonnicom. W osobie syna widzi swego zmarłego brata Leona, a inną staruszkę, mieszkankę tegoż zakładu, bierze za swoją przyjaciółkę z pensji Klarę. I to właśnie spotkanie z nią rusza lawinę wspomnień. Przenosimy się w bardzo odległe czasy. Jest rok 1906, Polska znajduje się pod zaborami — Tuchola, w której urodziła się Jadwiga, pod zaborem pruskim. Jej ojciec, ceniony zdun do tego stopnia sympatyzował z Niemcami, że w domu zakazał mówić po polsku. Jadzia nie znała języka ojczystego, co po odzyskaniu przez Polskę niepodległości mocno odczuła. Do końca życia pozostał jej twardy niemiecki akcent. Dwa lata spędziła na pensji dla panien, gdzie odebrała porządne, jak na tamte czasy, wychowanie do bycia panią domu. Szczęśliwe beztroskie, rozpieszczane dziecko wyrosło na rozkapryszoną pannę, przebierającą w kawalerach. Nowa sytuacja polityczna, wybuch II wojny światowej, sprawiła, że Jadzia musiała ,,zakasać rękawy" i pracować na utrzymanie siebie i syna. Lata powojenne również nie zmieniły tej sytuacji — musiała zarabiać, żeby żyć. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie charakter Jadwigi. Była zaborczą matką, co sprawiło, że jedno małżeństwo ukochanego syna rozpadło się, a drugie było mocno zachwiane; była okropną babką, nie przepadała za wnuczką, bo skupiła na sobie uwagę Pawła; była złą teściową, bratową, koleżanką.

Książka Ireny Matuszkiewicz ,,oswaja" trudną starość. Trudną, bo dotyczącą osób cierpiących na chorobę Alzheimera. Żyją one we własnym świecie, nie rozpoznają bliskich osób, miejsc, w których obecnie przebywają. Ich światem jest przeszłość, pojawiająca się we wspomnieniach.

,,Przebudzenie" ma dla mnie jeden minus - zakończenie, jednak mimo wszystko lektura warta jest polecenia.
  

Kategoria: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 360
ISBN: 978-83-7648-020-6

niedziela, 8 maja 2016

Kremówka na krakersach


Dzisiaj zapraszam na kremówkę bez pieczenia. Jest to kolejny przepis na ciasto z serii szybkich i łatwych do zrobienia. 

Składniki:
5 szklanek mleka
1 budyń śmietankowy
4 żółtka
1 szklanka cukru
1 szklanka mąki pszennej
1 kostka masła
1 cukier waniliowy
2 opakowania dużych, solonych krakersów

Wykonanie:
4 szklanki mleka zagotować z cukrem, cukrem waniliowym i masłem. Pozostałe zimne mleko wymieszać z budyniem, mąką i żółtkami. Wlać do gotującego się mleka, mieszając gotować, aż masa zgęstnieje. Na blaszce ułożyć jedną warstwę krakersów (u mnie 20 sztuk). Lekko przestudzoną masę wylać na krakersy. Na wierzch wyłożyć drugą warstwę krakersów i posypać cukrem pudrem.

Smacznego!


 

piątek, 6 maja 2016

Magdalena Zimniak "Willa"


Opis książki
"„Willa” to przede wszystkim mocne wizerunki kobiet oraz pasjonująca dramatyczna historia, a właściwie dwie: historia miłości i świętej zdrady Ewy oraz historia samopoznania i wyzwalania się Marzeny; pierwsza jest żoną komunistycznego dygnitarza, druga - popularnego pisarza, by nie powiedzieć celebryty. Wątki biegną równolegle, a najważniejsze zdarzenia dzieli niewiele ponad trzydzieści lat, okres jednego pokolenia; splatają się w ten sposób, nakładają się na siebie czas matek i czas córek. Czy dzieje się to przypadkiem? Czy też losami kobiet rządzi jakieś przeklęte fatum, jakieś przemożne prawo psychologiczne? Może zatruty polityką PRL-owski pejzaż (symbolizowany przez tytułową willę) nie dawał szans na czystą prawdziwą miłość? Może naznaczył tragiczną skazą i pokolenie dzieci? Jedno wydaje się pewne: gdyby stary Szekspir żył w dwudziestym wieku, Werona jako miejsce akcji „Romea i Julii” miałaby z pewnością konkurencję w Gdańsku lub Warszawie.
Wzajemnej niechęci włoskich rodów dorównywała nienawiść między władzą a opozycją, podsycając tym samym namiętność do niejednego szlachetnego buntownika... Magdalena Zimniak nie tworzy powieści politycznej, lecz psychologiczną, buduje świat jak z horroru, w którym relacje między bliskimi przepełnia niepewność i lęk, podejrzliwość i przemoc; budzi też jednak nadzieję, że piekielny krąg nie musi trwać wiecznie, a jego przełamanie jest możliwe."

To moje kolejne, udane spotkanie z twórczością Magdaleny Zimniak. Powieść ta niesie ze sobą duży ładunek emocjonalny, który powoduje, że z jednej strony nie możemy oderwać się od fabuły, a z drugiej strony sprawia, że musimy chociaż na chwilę przerwać czytanie, aby przemyśleć pewne sprawy i "zresetować się".

Autorka zastosowała bardzo popularny ostatnio, dwutorowy bieg wydarzeń. Rok 1998 — właściwa akcja i retrospekcje, których początek sięga 1967 roku, przeplatają się ze sobą i splatają nicią losy bohaterek: Marzeny i Ewy. Historia rozpoczyna się w momencie, w którym mąż Ewy, Artur, kupuje bez zgody żony starą willę. Okazuje się, że dom ten skrywa w sobie tajemnicę, która wpływa na życie małżonków i tak jak w horrorach, popycha jednego z bohaterów do rozwiązania zagadki.

Tytułowa willa powoduje, że związek Marzeny i Artura staje się bardzo toksyczny; dochodzi do rękoczynów, zamykania żony w piwnicy, w końcu przymusowego leczenia w zakładzie psychiatrycznym. Okazuje się, że małżonkowie powielają schemat życia poprzednich właścicieli willi: Piotra i Ewy. Rozwiązanie zagadki to dla Marzeny nie tylko odzyskanie tożsamości, ale powolne uwalnianie się z niszczącego ją związku i wyzwalanie się z roli ofiary.

Powieść Magdaleny Zimniak to thriller, horror i powieść psychologiczna w jednym. To bardzo dobrze napisana książka o destrukcyjnej sile miłości, o poświęceniu w imię miłości, o odkrywaniu własnej tożsamości i o przyjaźni. To książka, którą warto przeczytać, chociaż nie jest łatwa w odbiorze.
 

Kategoria: Powieść psychologiczna
Wydawnictwo: JanKa
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-62247-03-5 

środa, 4 maja 2016

Rafaello na krakersach



Rafaello bez pieczenia to proste i niezbyt czasochłonne ciasto, które ucieszy amatorów kokosów. Dwie warstwy krakersów przełożone kremem, a do tego balans smaków słodko-słonego, to idealne połączenie małego co nieco. 

Składniki:
2 żółtka
1 cukier waniliowy
1/2 l mleka
250 g masła
3/4 szklanki cukru trzcinowego
2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
2 czubate łyżki mąki pszennej
200 g wiórków kokosowych
1 duża paczka słonych krakersów

Wykonanie:
Żółtka utrzeć z 1/2 szklanki cukru trzcinowego i waniliowego. Dodać 1/2 szklanki mleka oraz obie mąki i miksować do połączenia składników. Resztę mleka zagotować z pozostałym cukrem, dodać masę z żółtek i gotować do momentu uzyskania budyniu, ciągle mieszając. Odstawić do wystygnięcia. Następnie masło, które ma temperaturę pokojową utrzeć mikserem. Ciągle mieszając, dodawać stopniowo zimny budyń. Na koniec wsypać 150 g wiórków kokosowych i wymieszać. Małą blaszkę wyłożyć krakersami ( u mnie 16 sztuk), na nie wyłożyć 1/2 masy kokosowej. Masę przykryć krakersami i ponownie wyłożyć pozostałą masę kokosową. Wierzch ciasta posypać pozostałymi wiórkami kokosowymi. Gotowe ciasto włożyć do lodówki na kilka godzin — najlepiej na całą noc. 

Smacznego!


wtorek, 3 maja 2016

Projekt denko — kwiecień 2016 rok



Kolejny miesiąc za nami. Dzisiaj kończy się długi weekend majowy, a ja przychodzę z denkiem. Praktycznie o każdym z tych produktów, w fazie testowania, pisałam posty, w których można przeczytać moje opinie, dlatego dzisiaj krótko podsumuję i podlinkuję do odpowiednich tekstów. 

1. Rimmel — podkład Wake Me Up


Podkład ten zaliczyłabym do średnio kryjących, ale ogólnie jestem z niego zadowolona. Obecnie testuję inny fluid, jednak do tego jeszcze wrócę. Więcej przeczytacie TUTAJ

2. Joanna Naturia — peeling myjący z kiwi


To mój kolejny zapach peelingu tej marki. Wcześniej miałam truskawkowy i czarną porzeczkę. Jeśli chodzi o działanie, to jest ono identyczne do dwóch poprzednich peelingów, o których można przeczytać TUTAJ

3. Yves Rocher — jedwabista odżywka do włosów z wyciągiem z owsa


Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Nie polubiłam się z tą odżywką. Nie podobało mi się ani jej działanie, ani jej zapach. Na pewno więcej jej nie kupię.

4. Delawell — avocado oil


Świetny produkt o wielu zastosowaniach. Używałam go głównie do wcierania w końcówki włosów, które stały się miękkie i ładnie się układały. Obecnie stosuję inny olejek, ale do tego jeszcze wrócę.

5. Sylveco — Biolaven organic żel myjący do twarzy


Żel ma bardzo ładny, delikatny zapach i świetne działanie. Więcej na jego temat pisałam TUTAJ. Na mojej półce stoją dwa inne preparaty do mycia twarzy, dlatego na razie do niego nie wrócę.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...