poniedziałek, 27 lipca 2015

Agnieszka Wojdowicz "Niepokorne. Eliza"



Opis książki
"Niepokorne to trylogia opowiadająca o wyjątkowych kobietach, których zawiłe losy splatają się w scenerii młodopolskiego Krakowa. Eliza Pohorecka, Klara Stojnowska i Judyta Schraiber spełniają swoje marzenia kosztem wyrzeczeń i trudnych kompromisów, nierzadko płacąc wysoką cenę za szczęście.

Jest jesień 1895 roku. Eliza Pohorecka dotąd uczyła się zawodu w otwockiej aptece, lecz opuszcza Kongresówkę, gdy jako jedna z pierwszych kobiet zostaje przyjęta na Uniwersytet Jagielloński. W cesarsko-królewskim Krakowie, pełnym uprzedzeń i konwenansów, będzie musiała się zmierzyć z niechęcią wykładowców wydziału farmacji, z tragiczną przeszłością rodziny i z zakazanym uczuciem.
Eliza na szczęście nie jest sama. Otuchy podczas dokonywania niełatwych wyborów dodaje jej Klara Stojnowska, idealistka i emancypantka. Ona także prowadzi swoją prywatną wojnę - przeciwko konserwatywnemu ojcu, profesorowi krakowskiej uczelni.Tymczasem Judyta Schraiber, Żydówka z Kazimierza, ucieka z domu - z namiętności do mężczyzny i z miłości do sztuki. Stara się zostać malarką, bierze lekcje u młodego Staszka Wyspiańskiego, na każdym kroku walcząc o swoją niezależność. Nie wie jednak, że już wkrótce będzie musiała bronić czegoś równie cennego: tożsamości.

Choć Eliza, Judyta i Klara z pozoru bardzo się różnią, coś je jednak łączy.
Każda z nich jest niepokorna…"

Wczoraj skończyłam czytać świetną książkę autorstwa Agnieszki Wojdowicz. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pani, ale na pewno nie ostatnie. Powieść zauroczyła mnie swoim klimatem, nieszablonowymi postaciami, atmosferą młodopolskiego Krakowa, a przede wszystkim opowieścią o wyjątkowych kobietach, które musiały walczyć z przeciwnościami losu i stereotypami, aby zyskać niezależność i spełnić swoje marzenia. Ciekawą fabułę skrywa magiczna, przyciągająca wzrok okładka, na której widnieje dziewczyna z epoki Młodej Polski. 

Nie będę opowiadała fabuły, bo bardzo dobrze robi to opis książki, a zainteresowanych i zaintrygowanych zachęcam do sięgnięcia po pierwszą część trylogii. 

Chciałabym natomiast napisać kilka słów na temat tytułu. Niepokorny to według słownika pozbawiony pokory. Jego synonimami są: nieposłuszny, niesforny, zbuntowany, buntowniczy, przekorny, hardy, nieznośny, krnąbrny. Takie właśnie są główne bohaterki powieści Agnieszki Wojdowicz. Nie rozumiem zbytnio idei, która przyświecała autorce, aby pierwszy tom trylogii oznaczyć imieniem Eliza. Nie zauważyłam, żeby wątek Elizy dominował w tej części powieści. 

Eliza, Klara i Judyta wywodzą się z różnych środowisk, mają inne doświadczenia, ale takie same pragnienia — wyjść poza utarte konwenanse i podążać własną drogą. Los stawia je na swojej drodze, bo w grupie raźniej przecierać nowe szlaki i zmagać się z przeciwnościami losu. W świeci zdominowanym przez mężczyzn nie ma miejsca dla kobiet wyzwolonych. Nawet takie akcje społeczne, jak możliwość studiowania przez kobiety na uczelniach, pięknie brzmią tylko w teorii. Przyjęcie kobiety w poczet studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego nie oznacza, że stanie się ona pełnoprawną studentką. Tak naprawdę zależy to od wykładowców i od tego czy przyjmą przedstawicielkę płci pięknej na swoje zajęcia. Dodać tu trzeba, że wykładowcami w większości byli starsi mężczyźni, którzy popierali tradycyjny model społeczeństwa, w którym miejsce kobiet było w domu.

Chęć odmiany i pokazania, że kobiety też mogą decydować o swoim życiu, niosą ze sobą niezrozumienie, odtrącenie i ranienie przez rodzinę i społeczeństwo. Los stawia przed emancypantkami trudne wybory. Przede wszystkim dotyczą one tego czy iść za głosem własnego serca i rozumu, czy też poddać się tradycji i wyborom najbliższych. Niezależnie od tego, którą drogę wybiorą zawsze ktoś będzie cierpiał. Z bijącym sercem śledzimy dojrzewanie, podejmowanie decyzji, upadki i wzloty dziewcząt. Kibicujemy im i nie możemy się nadziwić mentalności ludzi z końca XIX wieku. 

Poza ciekawą fabułą autorka dobrze nakreśliła klimat, atmosferę i sytuację polityczną Polski, a w szczególności Krakowa tamtych czasów. Naświetliła ogromne różnice, które występowały pomiędzy Galicją a Królestwem Kongresowym. Wraz z bohaterami spacerujemy ulicami Krakowa, odwiedzamy kawiarnie, kamienice, mieszkania pod wynajem, poznajemy środowisko artystów młodopolskich. 

Dopełnieniem treści, taką swoistą wisienką na torcie, jest styl pisania. Lekkość pióra, dbałość o dobór słów, a przede wszystkim piękna polszczyzna, to niewątpliwy atut pisarstwa Agnieszki Wojdowicz. Połączenie treści i stylu świadczy o szacunku, jakim darzy autorka czytelników — aż chciałoby się powiedzieć: więcej w ten sposób dopieszczonych powieści na polskim rynku wydawniczym.  
 
Kategoria: Powieść obyczajowa
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 978-83-10-12518-7 

niedziela, 26 lipca 2015

Ciasto jogurtowe z agrestem


Jutro pojawi się na blogu recenzja książki, którą właśnie skończyłam czytać. Zanim to jednak nastąpi, dodam post z przepisem na szybkie ciasto jogurtowe z agrestem. Robi się je bez użycia miksera. W celu połączenia składników potrzebna jest tylko miska i łyżka. 

Składniki:
2 szklanki mąki tortowej
3/4 szklanki cukru białego lub brązowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 cukier waniliowy
3 jajka
1 szklanka jogurtu greckiego lub zwykłego naturalnego
1/2 szklanki oleju
agrest według uznania
cukier puder do posypania ciasta

Wykonanie:
Do miski wsypujemy mąkę, cukier, cukier waniliowy, proszek do pieczenia i sodę oczyszczoną. Mieszamy łyżką do połączenia się składników. Dodajemy mokre składniki: jajka,  jogurt i olej. Mieszamy wszystko. Blaszkę kwadratową lub tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Ciasto wylewamy na blaszkę i posypujemy agrestem. Pieczemy 50 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Upieczone ciasto studzimy i posypujemy cukrem pudrem.
  
Smacznego!



środa, 22 lipca 2015

Cztery Pory Roku — Zmywacz do paznokci z gąbką


Zmywacz do paznokci to obowiązkowy produkt w łazience przedstawicielek płci pięknej, które lubią malować paznokcie. Dla mnie najgorszą czynnością było zmywanie resztek lakieru — użycie czasu przeszłego jest tu jak najbardziej wskazane. Jakiś czas temu odkryłam zmywacz do paznokci z gąbką i był to strzał w dziesiątkę!


Co o nim pisze producent?
Ekspresowy zmywacz do paznokci dzięki innowacyjnemu opakowaniu zintegrowanemu z gąbką pozwala szybko i skutecznie usunąć lakier bez użycia płatków kosmetycznych. Specjalnie opracowana formuła z pielęgnującym olejkiem rycynowym chroni skórki wokół paznokci i przygotowuje je pod zabieg manicure. 

Moja opinia
Różowa buteleczka kryje w sobie gąbkę nasączoną zmywaczem, którego zapach nie odbiega od zapachu tradycyjnych zmywaczy do paznokci. 


Gąbka jest zbita, wytrzymała i nie rozrywa się ani nie kruszy. Aby zmyć lakier należy włożyć palec do środka buteleczki — w gąbce są nacięcia, które tworzą dziurę — kilka razy obrócić, w ten sam sposób postępować ze wszystkimi palcami, a na końcu dokładnie umyć ręce. Sposób użycia umieszczony jest na buteleczce. Cała operacja — mówimy tu oczywiście o zwykłym lakierze do paznokci — trwa kilkanaście sekund. Trochę dłużej, ale i tak krócej w porównaniu do tradycyjnych zmywaczy, trwa proces zmywania lakierów typu: brokat czy piasek. 

Lakier na paznokciu

Zmywacz do paznokci

 
Paznokieć po użyciu zmywacza, a przed umyciem rąk wodą

Zmywacz w swoim składzie posiada olejek rycynowy oraz 10% kompleks nail protect. Składniki te wpływają na dobrą kondycję paznokci. Dzięki nim są one wzmocnione i zdrowsze, a skórki nawilżone. Nie zauważyłam, aby po użyciu zmywacza paznokcie się rozdwajały, ale ja generalnie nie mam tego problemu. Zaobserwowałam natomiast, że odkąd stosuję ekspresowy zmywacz do paznokci z gąbką moje paznokcie są naprawdę mocniejsze: nie łamią się i nie pękają. Produkt ten jest naprawdę wydajny. Stosuję go średnio dwa razy w tygodniu od około miesiąca — gąbka jest nadal mokra i bez problemu zmywa lakier. Za 75 ml trzeba zapłacić około 10 zł. 



       

czwartek, 16 lipca 2015

Wojciech Dutka "Taniec szarańczy"


Opis książki
"Paryż, rok 1940. Jean Gilbert, paryski przedsiębiorca, w rzeczywistości sowiecki szpieg Leopold Trepper, przygotowuje się do tajnej misji. Ciąży na nim przeszłość - udział w krwawej hiszpańskiej wojnie i wolta, jakiej dokonał, okradając kompanów z NKWD. Po piętach depcze mu niemiecki kontrwywiad, poszukujący tajemniczego, zmieniającego tożsamość agenta, dla celów operacyjnych nazwanego 'Kameleonem', i fanatyczny francuski policjant tropiący sprawcę serii zbrodni... Paryż, rok 1998. Przy rue St-Lazare, w przerobionej na hotel kamienicy, w której niegdyś mieszkał Gilbert, ginie starszy człowiek z izraelskim paszportem. Komisarz Yves Festiger odkrywa, że morderstwo było w rzeczywistości sprawnie wykonanym wyrokiem śmierci na emerytowanym generale wywiadu. Śledztwo przyjmuje nieoczekiwany obrót, a Festiger staje oko w oko z liczącą sobie pół wieku obsesją zemsty i tajemnicą, której korzenie tkwią w wojennej przeszłości."

Kolejny raz sięgnęłam po książkę Wojciecha Dutki i kolejny raz nie rozczarowałam się. "Taniec szarańczy" to powieść szpiegowsko-sensacyjna, której głównym bohaterem jest Leopold Trepper — postać autentyczna, twórca Czerwonej Orkiestry, superszpieg. Był Żydem, urodził się w Nowym Targu w 1904 roku. W 1930 roku w Marsylii zetknął się z radziecką siatką wywiadowczą, co w rezultacie spowodowało, że rozpoczął działalność na rzecz wojskowego wywiadu radzieckiego. W 1940 roku (od tego momentu rozpoczyna się fabuła), jako Jean Gilbert przybył do Paryża, gdzie założył tajną organizację działającą pod przykrywką — przedsiębiorstwem "Simex". Dzięki temu, że był człowiekiem "o 100 twarzach" zyskał miano "Kameleona", a jego zdolność zmiany wizerunku sprawiła, że przez ponad 20 powojennych lat wywiady zachodnich mocarstw nie mogły trafić na jego ślad. Leopold Trepper zmarł w 1982 roku w Jerozolimie.

Tyle faktów. Przejdźmy teraz do powieści. Wojciech Dutka na kanwie niesamowitego życiorysu Treppera skonstruował ciekawą, trzymającą w napięciu fabułę. Tym razem również nie mamy do czynienia z powieścią stricte historyczną, ale nie takie było założenie autora. Dutka sprawnie łączy prawdę historyczną z fikcją literacką, świat przedstawiony zapełnia autentycznymi i zmyślonymi postaciami, co w rezultacie daje całkiem ciekawy efekt końcowy. 

Powieść biegnie dwutorowo: podczas drugiej wojny światowej i w 1998 roku, gdzie w malutkim hotelu dochodzi do zabójstwa starszego, schorowanego człowieka posługującego się izraelskim paszportem. I tu właśnie mamy mały, ale istotny zgrzyt — brakuje zasygnalizowania, w której przestrzeni czasowej obecnie się znajdujemy. Zaburza to płynność czytania i sprawia, że czytelnik musi się kontrolować. 

Powieściowy Trepper to nie tylko człowiek o wielu nazwiskach i wizerunkach, ale również w przenośni "człowiek o wielu twarzach". Gilbert potrafi pokochać, ale również zabić z zimną krwią — wroga, żonę, przypadkową osobę. Współpracuje i zarazem działa przeciwko komunistom i nazistom. Zadziera z francuską policją, NKWD i gestapo przez co musi zacierać za sobą ślady i zmieniać tożsamość.  

Kolejny raz — co akurat lubię — dzięki autorowi musiałam uzupełnić swoją wiedzę historyczną, sięgając do kopalni wiedzy, jaką jest Internet. Cieszę się, że powstają książki, które posiadają walor edukacyjny i zmuszają do zagłębienia się w poruszaną tematykę. Wiadomo przecież, że inaczej podchodzi się do nauki z przymusu, a inaczej do nauki dla przyjemności, dla lepszego zrozumienia kontekstu historycznego czy postępowania bohaterów literackich. 

Na koniec kilka słów na temat tytułu. Ponoć raz na kilkadziesiąt lat znad Sahary nadciąga ogromna chmura szarańczy, która niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze. Czasami można zaobserwować, jak owady atakują jakieś drzewo lub krzew i kołyszą się na wietrze. To kołysanie przypomina taniec. Arabowie twierdzą, że tego, kto zobaczy taki taniec spotka nieszczęście. Kto w powieści zobaczył taniec szarańczy i jak to się dla niego skończyło? Odpowiedź na te pytania znajduje się na kartach powieści, zatem zapraszam do lektury. 

Kategoria: Literatura piękna
Liczba stron: 366
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 978-83-7359-418-0 

środa, 15 lipca 2015

Kilka słów o moich antyperspirantach


Dzisiaj chciałabym wyrazić swoją opinię na temat moich ulubionych antyperspirantów i skorygować swój wpis dotyczący antyperspirantu w kremie marki Garnier. Post na temat tego produktu znajduje się tutaj

Garnier Neo


W poście dotyczącym tego antyperspirantu napisałam, że ma on dużą szansę stać się moim ulubieńcem. O ile podtrzymuję to, co napisałam o jego działaniu, o tyle zawiodłam się na opakowaniu. Jest ono nieekonomiczne — nie da się z niego do końca wycisnąć kremu, przez co jego zawartość ląduje w koszu na śmieci. Osoby oszczędne, które nie lubią niczego marnować, będą musiały obciąć opakowanie, aby dostać się do jego zawartości. Szkoda, bo z tego powodu na pewno nie wrócę do tego antyperspirantu.

Ok, teraz nadeszła pora na przedstawienie moich ulubieńców. Od kilku lat moim numerem jeden jest bloker Ziaja.


Co o nim pisze producent?
Skutecznie redukuje nadmierne pocenie. Ogranicza wydzielanie potu i przykrego zapachu. Zapewnia długotrwałe uczucie świeżości.


Moja opinia
Blokera używam zgodnie z zaleceniami producenta — najpierw trzy dni na noc, po tym czasie dwa razy w tygodniu. Na początku mojej przygody z tym produktem odczuwałam dosyć duże swędzenie, chwilami tak intensywne, że miałam ochotę zmyć antyperspirant ze skóry. Jednak jest to chyba normalna reakcja na kosmetyk, bo po kilku zastosowaniach nieprzyjemne uczucie zniknęło. Z tego co wiem inne osoby, które używają blokera Ziaja również odczuwały to charakterystyczne swędzenie. Antyperspirant jest bardzo wydajny, ale trzeba uważać, bo jest wodnisty i może zdarzyć się niespodzianka w postaci cieknącej strużki. Bloker wolno schnie, ale ze względu na porę aplikowania nie sprawia to większego problemu. Ze względu na działanie wysusza delikatnie skórę, ale znowu dzięki temu, że stosuje się go maksymalnie dwa razy w tygodniu, nie powoduje to większego dyskomfortu. Antyperspirant naprawdę, jak to obiecuje producent, ogranicza wydzielanie potu i przykrego zapachu. Na korzyść blokera przemawia także kulka, która nie zacina się ani nie blokuje. 
Cena za 60 ml około 7 zł.

Drugim antyperspirantem, którego używam od wielu miesięcy jest invisible for black&white marki Nivea.



Co o nim pisze producent?
Ochrona przed białymi śladami na czarnych ubraniach oraz powstawaniem żółtych plam na białych



Moja opinia
Produkt zamknięty jest w dobrze wyprofilowanej przezroczystej buteleczce, dzięki czemu widzimy, ile produktu jeszcze zostało. Jest to również, jak wcześniej wspominany bloker,  antyperspirant kulkowy. Posiada wyczuwalny zapach, jednak nie koliduje on z zapachem używanych perfum. Kosmetyk długo wchłania się, ale jego działanie rekompensuje mi oczekiwanie na "suche" pachy. Nie polecam ubierania się zaraz po aplikacji produktu, bo zostawi nieestetyczne plamy. Między bajki należy włożyć zapewnienia producenta o 48-godzinnej ochronie. Szczerze powiedziawszy nie wierzę w tego typu opisy, a nawet gdybym wierzyła, to nie byłabym w stanie sprawdzić, bo nie wyobrażam sobie zakończenia dnia bez prysznica. Antyperspirant nie podrażnił mnie ani nie uczulił. Nivea invisible for black&white zapewnia mi wystarczającą ochronę przed poceniem. 
Cena za 50 ml około 9 zł.

Moje odkrycie ostatnich miesięcy, to R117 marki Lou Pre.



Co o nim pisze producent?
Skuteczny antyperspirant, który jednocześnie pielęgnuje skórę, o delikatnym zapachu zielonego jabłka, magnolii, tuberozy i konwalii. 


Moja opinia
Antyperspirant zamknięty jest w eleganckim opakowaniu koloru perłowego z delikatnym złotym paskiem. Jest to również antyperspirant kulkowy. Produkt bardzo szybko się wchłania, nie pozostawia brzydkich plam na ubraniach. Kosmetyk nie podrażnia, nie uczula i nie wysusza skóry. Bardzo dobrze chroni przed poceniem. Posiada mocny, ale bardzo przyjemny zapach. Najlepiej, według zaleceń producenta, stosować go z perfumami C117 i V117. 
Cena za 50 ml 16,90 zł.

piątek, 10 lipca 2015

Lisa See "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz"


Opis książki
"Niezwykła historia dwóch Chinek laotong: przyjaciółek od serca, które - by zostać bratnimi duszami - musiały według tradycji posiadać wiele wspólnych cech. Lilia i Kwiat Śniegu urodziły się w tym samym czasie i tego samego dnia brutalnie skrępowano im stopy. Ich losy, wyznaczone przez chińskie zwyczaje, potoczyły się jednak odmiennie..."

Literatura Bliskiego i Dalekiego Wschodu zarazem fascynuje i przeraża przeciętnego Europejczyka. Zadziwia swoją egzotyką, pięknem krajobrazu, a wzbudza trwogę tradycjami, obyczajami i pozycją kobiet w społeczeństwie. Nie inaczej jest podczas lektury powieści Lisy See

"Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" to fikcja literacka oparta na autentycznych zapiskach bezimiennych kobiet chińskich żyjących w dziewiętnastym wieku. Autorka zaprasza nas w niezapomnianą podróż na chińską prowincję, gdzie kobieta to "bezużyteczna gałązka", a potomek płci żeńskiej, to jeszcze jedna "gęba" do wyżywienia, gdzie za największe błogosławieństwo uznaje się śmierć nowo narodzonej dziewczynki. Kobieta od najmłodszych lat uczona jest bezwzględnego posłuszeństwa: najpierw względem ojca, potem męża, a na końcu syna. Od szóstego roku życia przebywa w domu, gdzie większość czasu spędza w izbie dla kobiet, ucząc się prac typowo kobiecych.

Bohaterką, a zarazem narratorką powieści jest osiemdziesięcioletnia Lilia. Dzięki jej opowieści poznajemy trudy życia codziennego, obyczaje i okrutną względem małych dziewczynek tradycję krępowania stóp. Najbardziej przerażające jest to, że ból i cierpienie związane z krępowaniem stóp zadawały swoim córkom matki. Lisa See nie szczędzi czytelnikowi drastycznych opisów związanych z tym zwyczajem. Po co i dlaczego krępowało się stopy? Otóż w dziewiętnastowiecznych Chinach wartość kobiety mierzono dobrze ukształtowaną stopą, najlepiej o długości siedmiu centymetrów — była to "złota lilia" — oraz ilością urodzonych synów. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że im mniejsza stopa, tym wyższa pozycja w hierarchii społecznej. Kobiety, którym w dzieciństwie nie krępowano stóp były napiętnowane, tzn. mogły pracować w polu albo zostać "małymi synowymi" wykorzystywanymi seksualnie przez wszystkich mężczyzn w rodzinie. 

Lilia pochodziła z ubogiej rodziny, jednak miała szczęście, ponieważ jej los został spleciony z losem innej dziewczynki o imieniu Kwiat Śniegu i przypieczętowany laotong czyli węzłem przyjaźni, w którym miłość siostrzana jest silniejsza i trwalsza niż ta, która występuje między małżonkami. Dziewczynki, tak jak i wiele kobiet posługiwały się nu shu, czyli sekretnym pismem kobiet. Pismo to różniło się znacznie od pisma mężczyzn, którzy nie ingerowali w sposób komunikacji płci przeciwnej. Same kobiety musiały wykazać się inteligencją, gdyż znaczenie słów należało odczytywać w kontekście tekstu, inaczej treść przekazu wprowadzała zamęt i niezrozumienie, co natomiast prowadziło do nieporozumień.   

"Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz" to powieść o dojrzewaniu kobiet i pokonywaniu przez nie kolejnych etapów życia: Dni Córki, Dni Upinania Włosów, Dni Ryżu i Soli, Dniu Spokojnego Siedzenia. Każdy z tych etapów to bogata skarbnica wiedzy na temat obrzędów, tradycji i obyczajów związanych z różnymi wydarzeniami, które są nierozerwalnie związane z codziennym życiem na chińskiej prowincji. Poza wspomnianym już przeze mnie zwyczajem krępowania stóp dowiadujemy się między innymi o tym jak wyglądał pochówek zmarłych, jak wyglądały przygotowania przedślubne oraz jak przebiegała sama ceremonia zaślubin. 

Zachęcam każdego, kto gotowy jest na to, aby zmierzyć się z brutalnym i niewyobrażalnym dla nas życiem kobiet chińskich w dziewiętnastym wieku, do sięgnięcia po powieść Lisy See "Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz".  

Kategoria: Literatura piękna
Liczba stron: 350
Wydawnictwo: Świat książki

wtorek, 7 lipca 2015

Moje letnie perfumy


Dzisiaj napiszę o tym, jakie perfumy królują na mojej toaletce tego lata. W zasadzie używam czterech, z czego dwie na dzień i upalny wieczór, a dwie na nazwijmy to "wieczór o normalnej temperaturze".
Zacznę od zestawu dziennego.


Już sam kolor perfum w przezroczystych flakonikach sugeruje, że są one świeże i lekkie. Obie perfumy są marki lou pre. 

1. P137  


Perfuma ta należy do kategorii cytrusowo-kwiatowej. W jej skład wchodzą cytrusy, jaśmin, wanilia i anyż. Jej zaperfumowanie to 20%. Flakonik ozdobiony jest uroczą zieloną gumką do włosów w kształcie kwiatka (moja gumka przepadła w odmętach pokoju córki).

2. C106


Perfuma ta należy do kategorii cytrusowo-aromatycznej. W jej kompozycji zapachowej znajduje się: zielona herbata, dzika mięta, argentyńska cytryna, zielona mandarynka, chiński grejpfrut, liście tarragonu, gwiazda anyżowa, biały jaśmin, nasiona kopru, dzika róża, piwonia, egzotyczne drzewo, goździk i mech drzewny. Jej zaperfumowanie to również 20%.

Zestaw wieczorny


Patrząc na flakoniki od razu ma się wrażenie, że zamknięte w nich aromaty są ciężkie i przytłaczające.

1. Jean Paul Gaultier Classique 


Perfuma należy do kategorii kwiatowo-orientalnej. W jej skład wchodzą wanilia, ambra, drzewo sandałowe, pomarańcza, mandarynka, śliwka, imbir, likier z gruszy, irys, róża, orchidea, ylang-ylang, kwiat pomarańczy, anyż gwieździsty. 

2. Lolita Lempicka 



 Perfuma ta należy do kategorii orientalno-drzewnej. W jej skład wchodzą lukrecja, bluszcz, anyż, irys, wiśnia amarena, fiołek, wetiwer, piżmo, wanilia, bób tonka.

Każda z tych perfum jest inna, ale wszystkie łączy wspólna cecha: długo utrzymują się na ciele i ubraniach. 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Marina Fiorato "Tajemnica Botticellego"



Opis książki
"Florencja, rok 1482.
Luciana Vetra, piękna florencka prostytutka pozuje w pracowni Sandra Botticellego do postaci Flory na nowym obrazie mistrza. Po zakończonej pracy w trakcie luźnej rozmowy malarz z niezrozumiałych powodów wpada nagle we wściekłość i każe jej opuścić pracownię. Nie otrzymawszy wynagrodzenia, w ramach rekompensaty Luciana kradnie miniaturową kopię jeszcze nieukończonego dzieła. Ten pozornie nieszkodliwy czyn ma daleko idące konsekwencje. Okazuje się, że są ludzie gotowi zabić, by odzyskać miniaturę. Z ręki mordercy ginie współlokatorka Luciany i jej bogaty sponsor. Dziewczyna zwraca się o pomoc do jedynego człowieka, który nigdy jej nie pożądał – młodego nowicjusza zakonu franciszkanów, Gulia. Z obawy o życie ta nieco dziwna para wspólnie ucieka z Florencji i rozpoczyna wielomiesięczną wędrówkę po malowniczej Italii, pełną przygód i romantycznych epizodów. Ich przewodnikiem jest replika, w której ukryto informacje zrozumiałe jedynie dla garstki wtajemniczonych. Odczytując zaszyfrowany tekst, krok po kroku zbliżają się do odkrycia tajemnicy i spisku zawiązanego przez najpotężniejszych ludzi we Włoszech..."

Sandro Botticcelli to włoski malarz florencki, który tworzył w epoce renesansu (Włochy uznawane są za kolebkę nowej epoki, zwanej inaczej odrodzeniem). Za kanwę swojej powieści Marina Fiorato obrała jeden z obrazów namalowanych przez tego malarza — "La Primaverę". Powstał on na zlecenie do willi di Castanello, która należała do Lorenza i Giovanniego di Perifrancesco. Do dzisiaj historycy sztuki zastanawiają się nad jego interpretacją. Marina Fiorato na łamach powieści przedstawia jedno z możliwych odczytań obrazu. 

Czytanie tej książki, o ile pamięta się o tym, że jest to fabularyzowana powieść historyczna, to zarówno wspaniała lekcja historii, jak i niesamowita zabawa w detektywa. Dlaczego? Po pierwsze: należę do ludzi, którzy w przypadku tego typu książek, muszą widzieć to, o czym czytają. Obraz Sandro Botticelliego "La Primavera" był mi znany wcześniej, jednak bardzo często podczas lektury wracałam do niego i wraz z głównymi bohaterami oglądałam każdy detal i odczytywałam "zamknięte" w nim znaczenie. Po drugie: na zdjęciach wymienionych w powieści budowli szukałam szczegółów architektonicznych, które stanowiły element szyfru. Równolegle do lektury uzupełniałam informacje na temat postaci historycznych, które wchodziły w skład tak zwanej "Siódemki". Ubolewam nad tym, że zabrakło mi w powieści tła społeczno-obyczajowego tej jakże ciekawej epoki historycznej. Myślę, że wprowadzenie tego kontekstu podniosłoby atrakcyjność czytanego tekstu.  

Jednak "Tajemnica Botticellego" to nie tylko gratka dla miłośników powieści detektywistycznych i historii sztuki, to również książka przygodowa i kryminalna. To właśnie w niej para bohaterów przeżywa mrożące krew w żyłach przygody, wielokrotnie ociera się o śmierć, traci przyjaciół, aby w końcu rozwiązać zagadkę. Trzeba jednak przyznać, że autorkę poniosła bujna wyobraźnia, bo wiele zdarzeń przez nią opisanych jest wręcz nieprawdopodobnych. 

Język powieści jest zróżnicowany. Z jednej strony mamy sporo wulgaryzmów płynących z ust Luciany, co związane jest bezpośrednio z profesją, którą zajmowała się przez kilka ostatnich lat, z drugiej strony bogaty w odniesienia do literatury, Biblii i pełen zwrotów i wyrażeń łacińskich język Guida — nowicjusza w zakonie franciszkanów. O ile początkowo słownictwo prostytutki może razić, o tyle uczone wypowiedzi zakonnika (niezależnie od tego czy składają się z kilku zdań, czy z pojedynczych wyrazów) mogą być niezrozumiałe dla odbiorcy. W trakcie zagłębiania się w lekturę ten początkowy szok mija. 

Mimo wszystko uważam, że książka Mariny Fiorato zasługuje na uwagę. Wartka akcja i ciekawie skonstruowane postacie sprawiają, że "Tajemnicę Botticellego" czyta się szybko i przyjemnie. Dodatkowo zawiera walor edukacyjny — daje motywację do uzupełnienia wiedzy historycznej i z zakresu historii sztuki, o czym wcześniej wspominałam.   

 Kategoria: Powieść historyczna
 Liczba stron: 528
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 978-83-7659-713-3 

sobota, 4 lipca 2015

Sherry Jones "Klejnot Medyny"


Opis książki
"Zaręczyła się, gdy miała sześć lat. Kiedy miała dziewięć lat, wyszła za mąż. Gdy skończyła dziewiętnaście, została wdową... Aisza, ukochana żona proroka Mahometa. W świecie, w którym kobiety uważano za własność mężczyzn, stała się wpływowym doradcą politycznym, wojowniczką i autorytetem religijnym. Do historii przeszła jako Matka Wiernych. Klejnot Medyny to wzruszająca opowieść o niezwykłej miłości Proroka i jego najmłodszej żony. Historia o kobiecie, która pokonała kulturowe przeszkody, stając się wielką postacią świata islamu." 

Imię Muhammad znaczy dosłownie "wychwalony, sławiony". Tak właśnie nazywał się prorok islamu, założyciel pierwszej wspólnoty muzułmańskiej. Najprawdopodobniej zawarł 13 związków małżeńskich z czego dwa nie zostały skonsumowane. 

"Klejnot Medyny" to fikcja literacka, która oparta została na autentycznych zdarzeniach i postaciach historycznych. Narratorką jest najmłodsza, ukochana żona proroka — Aisza. Jej życie nie było usłane różami. Od najmłodszych lat marzyła o ucieczce z Safuanem, który miał zostać jej mężem na pustynię do Beduinów. Śniła jej się wolność — wiatr we włosach i możliwość swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Te marzenia zostały brutalnie przerwane przez rodziców. Gdy miała 6 lat została przeznaczona na żonę dla proroka, który wtedy miał już ponad 50 lat i do dnia ślubu została poddana pardzie. Mówiąc po naszemu została zamknięta w domu, z którego mogła wyjść dopiero jako mężatka. Jestem mamą dwójki dzieci i nie wyobrażam sobie, aby przez kilka lat pozbawione były wyjścia na dwór, biegania, bawienia się i kontaktów z rówieśnikami. Po ślubie Aisza musiała walczyć o zaszczytne miano hatun, co oznacza pierwszą najważniejszą żonę w haremie. Przyznać trzeba, że nie miała łatwego zadania, bo jak to zwykle bywa są równi i równiejsi i dla różnych ludzi, to samo prawo jest inne. Muzułmanie mogli mieć cztery żony, jednak gdy Muhammad chciał ożenić się po raz piąty doznał "objawienia", w którym Allah pozwolił prorokowi na kolejne małżeństwa. Sam prorok często korzystał z tego przyzwolenia. Drugą przeszkodą do osiągnięcia tego tytułu był impulsywny charakter Aiszy. Początkowo zachowywała się jak dziecko: wymyślała intrygi, była zazdrosna, działała według zasady "co w sercu, to na języku".

"Klejnot Medyny" to powieść o dojrzewaniu Aiszy, a co za tym idzie o przemianie wewnętrznej, która się w niej dokonuje. Z krnąbrnego, egoistycznego dziecka wyrasta na dzielną, mądrą kobietę, która dzięki swoim zaletom zyskuje zaszczytny tytuł hatun i często podpowiada mężowi, w jaki sposób rozwiązać problemy, co jest niespotykane w patriarchalnym świecie muzułmańskim. Książka ta, to również historia powstania islamu, więc nie zabrakło w niej opisu działań wojennych, traktatów pokojowych i kolejnych małżeństw proroka, które były kontraktami politycznymi pozwalającymi na ekspansję nowej religii. Wreszcie jest to opowieść o tradycjach, prawach, obyczajach i codziennym życiu ummy, czyli wspólnoty muzułmańskiej. Dla mnie osobiście w najmniejszym stopniu, to tak szeroko reklamowana, niezwykła historia miłości Muhammada i Aiszy. Nie zgadzam się również ze stwierdzeniem, że Aisza stała się wpływowym doradcą politycznym i autorytetem religijnym. W tej powieści niczego takiego nie ma. 

Autorka ma lekkie pióro. Powieść czyta się szybko i aż żal, że historia proroka i jego ukochanej żony, tak szybo się kończy. 

Kategoria: Powieść obyczajowa
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 978-83-7515-135-0  

czwartek, 2 lipca 2015

Rimmel — Podkład Wake Me Up


Po dłuższej nieobecności na blogu wracam z recenzją podkładu Wake Me Up. Jest to drugi produkt z paczki ambasadorskiej od marki Rimmel. Na tema tuszu do rzęs pisałam tutaj.

Co o nim pisze producent?
Podkład ma za zadanie rozświetlić cerę i sprawić, by wyglądała na bardziej zdrową. Odświeża skórę i tworzy efekt satynowego wykończenia, pozostawia skórę naturalną bez efektu maski. Jest łatwy w aplikacji, utrzymuje się na twarzy do 10 godzin. Dodatkowo zawiera peptydy i kompleks witaminowy A, E i C, działający przeciw oznakom starzenia oraz kwas hialuronowy, potas, magnez i cynk. Posiada filtr SPF 15. - See more at: http://kosmetyczna-hedonistka.blogspot.com/2013/06/podkad-rimmel-wake-me-up-jak-sie.html#sthash.E8xbdahU.dpuf
Podkład ma za zadanie rozświetlić cerę i sprawić, by wyglądała na bardziej zdrową. Odświeża skórę i tworzy efekt satynowego wykończenia, pozostawia skórę naturalną bez efektu maski. Jest łatwy w aplikacji, utrzymuje się na twarzy do 10 godzin. Dodatkowo zawiera peptydy i kompleks witaminowy A, E i C, działający przeciw oznakom starzenia oraz kwas hialuronowy, potas, magnez i cynk. Posiada filtr SPF 15. - See more at: http://kosmetyczna-hedonistka.blogspot.com/2013/06/podkad-rimmel-wake-me-up-jak-sie.html#sthash.E8xbdahU.dpuf
Rozświetlający podkład wzbogacony witaminą C. Zapewnia młody wygląd. Skóra promienieje blaskiem oraz prezentuje się zdrowo i naturalnie.

Moja opinia
Podkład Rimmel Wake Me Up zamknięty jest w bardzo estetycznej, szklanej buteleczce wyposażonej w pompkę, która dozuje tyle kosmetyku, ile potrzeba do jednorazowego użycia. Nakrętka i pompka jest w kolorze soczystej pomarańczy. 


Kosmetyk ma bardzo ładny, delikatny zapach, który nie uczula ani nie podrażnia. Konsystencja podkładu jest lekka, kremowa. Produkt łatwo rozprowadza się po twarzy, nie zostawia smug ani nie powoduje uczucia maski. Używam podkładu 203 true beige.


Podkład zawiera drobinki rozświetlające, które jednak nie są widoczne na skórze, z czego akurat się cieszę. Trochę gorzej wygląda sprawa krycia u "szczęśliwych" posiadaczek cery mieszanej, do których i ja się zaliczam. Niestety po kilku godzinach w strefie T daje się zauważyć świecenie skóry. Poza tym mankamentem kosmetyk nie zrobił mi żadnej krzywdy — nie wywołał reakcji alergicznej.


 Podkład występuje w kilku odcieniach:
100 — IVORY
103 — TRUE IVORY
200 — SOFT BEIGE
203 — TRUE BEIGE
300 — SAND
400 — NATURAL BEIGE
  
Za 30 ml trzeba zapłacić około 40 zł. 


Podkład ma za zadanie rozświetlić cerę i sprawić, by wyglądała na bardziej zdrową. Odświeża skórę i tworzy efekt satynowego wykończenia, pozostawia skórę naturalną bez efektu maski. Jest łatwy w aplikacji, utrzymuje się na twarzy do 10 godzin. Dodatkowo zawiera peptydy i kompleks witaminowy A, E i C, działający przeciw oznakom starzenia oraz kwas hialuronowy, potas, magnez i cynk. Posiada filtr SPF 15. - See more at: http://kosmetyczna-hedonistka.blogspot.com/2013/06/podkad-rimmel-wake-me-up-jak-sie.html#sthash.E8xbdahU.dpuf
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...