czwartek, 31 grudnia 2015

Avon — płyn do kąpieli mrs. frosty bubble bath i mr. frosty bubble bath



Grudzień to taki miesiąc, w którym powstaje wiele edycji specjalnych, świątecznych. W tym roku na mojej półce w łazience znalazły się dwa płyny do kąpieli w kształcie bałwanków od Avonu. 

Pierwszy płyn — mrs. frosty bubble bath o zapachu korzennych jabłek


Drugi płyn — mr. frosty bubble bath o zapachu żurawiny i pomarańczy



Moja opinia
W ciekawych, cieszących oko opakowaniach kryje się po 250 ml płynu do kąpieli. Produkt dobrze się pieni, myje i nie wysusza skóry, a do tego pięknie pachnie, czyli jak najbardziej spełnia swoje funkcje. Minusem jest korek dozujący płyn, bo jest on mały i w momencie, gdy mamy końcówkę płynu, ciężko go wycisnąć.



Buteleczki w kształcie bałwanków są na tyle urocze, że idealnie mogą się sprawdzić, jako prezent bądź dodatek do niego. Dla mnie osobiście zapachy są ciut za słodkie, na pewno nie do codziennego stosowania, ale raz na jakiś czas przyjemnie wykąpać się w wodzie pachnącej jabłkami, żurawiną i pomarańczami. Za każdego bałwanka zapłacimy około 10 zł.

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Alyson Richman "Zakochana modelka. Ostatnia muza Vincenta van Gogha"

 Opis książki
"Latem 1890 roku Vincent van Gogh przybywa do idyllicznej francuskiej wioski Auvers-sur-Oise. To tutaj spędzi ostatnie siedemdziesiąt dni swojego życia pod opieką doktora Gacheta, homeopaty, malarza amatora i kolekcjonera sztuki. W tym okresie stworzy ponad siedemdziesiąt obrazów, w tym dwa portrety dwudziestojednoletniej córki lekarza, Marguerite Gachet. Od śmierci matki Marguerite jest ofiarą opresyjnej atmosfery ojcowskiego domu, zmuszoną spełniać zachcianki ojca oraz brata i troszczyć się o ich potrzeby. Przez lata wiedzie samotne życie i jest świadkiem dziwactw, a także budzących wątpliwości praktyk lekarskich ojca. Marguerite wierzy, że przybycie Vincenta zapowiada odmianę jej losu. W miarę rozkwitu jej związku z cierpiącym artystą dziewczyna czuje przypływ śmiałości, poznając tajemnice ojcowskiego domu, uczy się poruszać po ścieżkach zakazanego romansu, idąc za przykładem kochanki ojca oraz jej nieślubnej córki Louise-Josephine. Zakochana modelka odtwarza frapujące i żarliwe ostatnie miesiące życia Vincenta oraz trudny związek młodej, pełnej nadziei dziewczyny z artystą na krawędzi rozpaczy. Książka będąca zarazem romansem, jak i powieścią opartą na rzetelnych, drobiazgowo zebranych informacjach, zgłębia złożone relacje między pacjentem a lekarzem, a zwłaszcza między malarzem i jego ostatnią muzą." 

Do napisania "Zakochanej modelki" zainspirowała Alyson Richman wystawa w Metropolitan Museum of Art. Wystawione były na niej obrazy z prywatnej kolekcji Gacheta, lekarza, który opiekował się van Goghiem w ostatnich dniach jego życia. Szczególne wrażenie zrobiła na pisarce informacja o córce Gacheta, która pozowała do dwóch obrazów Vincenta: "Marquerite Gachet w ogrodzie" i "Marguerite Gachet przy pianinie". I to właśnie ona została narratorem "Zakochanej modelki". Dzięki temu zabiegowi poznajemy malarza widzianego oczami zakochanej kobiety oraz skomplikowane relacje panujące w rodzinie Gachetów.
 
Latem 1890 roku do Auvers-sur-Oise przyjeżdża van Gogh, aby oddać się pod opiekę znanego homeopaty i malarza amatora Gacheta. Lekarz ten jest wdowcem. Razem z nim mieszka dwudziestojednoletnia córka Marquerite oraz siedemnastoletni syn Paul. Córka znajduje się pod ogromnym wpływem ojca. Z pokorą przyjmuje rolę, jaką jej wyznaczył. Miała do końca życia usługiwać ojcu, a po jego śmierci - bratu. W momencie, gdy zjawia się Vincent, Marquerite przeżywa swoją pierwszą, zakazaną miłość. Cieszy się, że może zostać jego modelką.
 
Dom Gacheta jest bardzo ponury. Wnętrza są ciemne, zagracone. Sam lekarz uwielbia chwalić się pamiątkami, jakie zostawili jego pacjenci, m.in. Paul Cézanne i Camille Pissarro. Wraz z synem zajmują się kopiowanie ich obrazów. Obaj zabiegają o względy Vincenta i obaj są zazdrośni o Marquerite. Dom Gacheta skrywa wielką tajemnicę. Mieszka w nim madam Chevalier z córką Louise-Josephine. Kobiety ukrywają się przed sąsiadami. Nie mogą również pokazywać się gościom, którzy odwiedzają lekarza. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć na kartach powieści.
 
"Zakochana modelka" to powieść o miłości i ostatnich siedemdziesięciu dniach życia Vincenta van Gogha. Podczas pobytu w Auvers stworzył ponad siedemdziesiąt dzieł. Życie go nie rozpieszczało: bieda, zakład dla obłąkanych. Nie przeszkodziło mu to jednak w tworzeniu dzieł, które na zawsze zapisały go na kartach historii.
 
Dzięki tej książce możemy dowiedzieć się, jak wyglądało życie w XIX wieku, jaka była rola kobiet, a niewątpliwie, z dzisiejszego punktu widzenia, była nieciekawa. W "Zakochanej modelce" przemycone zostały również informacje dotyczące malarstwa (w jaki sposób powstawały obrazy oraz ich symbolika). Informacje te zostały podane w taki sposób, że nawet osoba, która nie interesuje się sztuką, nie będzie nimi znudzona. Dla wielu może też być inspiracją do poznania życia i twórczości Vincenta van Gogha. 

Kategoria: Literatura współczesna 
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 304
ISBN: 9788362478538

niedziela, 20 grudnia 2015

Ciastka z marmoladą


Dzisiaj przyszła pora na kolejne ciastka. Mam jednak obawy, że do świąt pozostanie po nich tylko wspomnienie...

Składniki na ciastka:
350 gram mąki
250 gram masła
3 żółtka
2 łyżki jogurtu greckiego 

Z podanych składników zagnieść ciasto, zawinąć w folię i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Składniki na lukier:
1 białko
150 gram cukru pudru

 Białko i cukier puder rozcierać grzbietem łyżki do momentu otrzymania gęstego lukru.

Wykonanie:
Ciasto rozwałkować na posypanej mąką stolnicy na grubość około 4 mm. Wykrawać małe kółeczka lub inne formy. Układać je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i lekko smarować lukrem. Piec w temperaturze 180 stopni Celsjusza około 15 minut. Po wystudzeniu ciasteczka przekładać marmoladą od strony bez lukru.

Smacznego!


sobota, 19 grudnia 2015

Czeskie zlepianki


Kilka lat temu znalazłam w internecie przepis na czeskie zlepianki. Upiekłam je na święta. Posmakowały. Od tamtej pory często goszczą na moim stole. Tegoroczne święta za pasem, a co za tym idzie, wieczór piątkowy minął pod znakiem pieczenia. Mam nadzieję, że ciasteczka uchowają się do Wigilii. 

Składniki:
370 gram mąki tortowej
250 gram masła
130 gram cukru
1 jajko
nutella

Wykonanie:
Z mąki, masła, cukru i jajka zagniatamy ciasto. Schładzamy je w lodówce przez 30 minut. Następnie wyjmujemy, rozwałkowujemy i wykrawamy ciastka foremką. Możemy wycinać różne kształty, ale trzeba pamiętać, że powinna być parzysta ilość, bo będziemy je sklejać. Ciastka pieczemy w temperaturze 180 stopni Celsjusza przez około 15 minut. Po ostygnięciu sklejamy nutellą i posypujemy cukrem pudrem.

Smacznego! 


środa, 16 grudnia 2015

Carolly Erickson "Tajemny dziennik Marii Antoniny"


Opis książki
"Wyobraźcie sobie, że w noc przed śmiercią na gilotynie Maria Antonina ukrywa w więziennej celi dziennik...
Maria Antonina, królowa Francji, żona Ludwika XVI, ścięta jak jej małżonek w dobie rewolucji francuskiej. Postać nietuzinkową, kobieta wielbiona i nienawidzona, podziwiana i wyszydzana. Wiąże się z nią wiele skandali obyczajowych, a sporo krzywdzących opinii na jej temat przeszło do historii. Carolly Erickson w niezwykle błyskotliwy sposób przemawia głosem królowej, opisując jej nadzieje i cierpienie. Oczarowani śledzimy szczegóły niezwykłego, bogatego życia - od czasów gdy nastoletnia Maria Antonina zaczęła prowadzić dziennik aż po ostatnie dni, gdy czekała na krwawe spotkanie z gilotyną."

Kolejny raz Carolly Erickson budzi w czytelnikach zainteresowanie odległą historią. Tym razem spod jej pióra wyszła opowieść — dziennik Marii Antoniny, księżniczki austriackiej, którą "poświęcono" dla celów politycznych. Miała ona być gwarantem pokoju pomiędzy Austrią a Francją.

W swoje ręce dostajemy ciekawą powieść, w której do głosu dochodzi delfina. To z jej perspektywy poznajemy długą i ciężką drogę z Wiednia do Wersalu. Jak może czuć się dziewczynka wysłana do odległej Krainy, oderwana od domu rodzinnego, znanych okolic, zwyczajów? Przed wszystkim czuje strach, przerażenie, niepewność.

Maria Antonina trafiła na nieprzychylny dwór francuski. Jej małżeństwo z Ludwikiem nie należało do łatwych. Przez 9 lat nie doczekali się potomka, dziedzica tronu. Za ten stan rzeczy, jak i za wiele innych obarczano odpowiedzialnością Austriaczkę. Delfina musiała walczyć o pozycję na dworze wersalskim. Koronacja, wbrew pozorom, nie poprawiła sytuacji. W książce nie brakuje m.in. brutalnych scen, śmierci, opisów porodu, praktyk lekarskich. Z kart powieści wyłania się obraz mądrej, dobrej kobiety, która była przede wszystkim wspaniałą, kochającą matką. Maria Antonina była również oddaną żoną. Podczas rewolucji stała u boku męża. Nie uciekła z kraju, bo on nie chciał ratować się ucieczką. Jej decyzja doprowadziła ją przed oblicze kata.

W powieści tej prawda historyczna przeplata się z fikcją literacką. Carolly Erickson umiejętnie je połączyła w zgrabną całość. Dzięki takim książkom istnieje duża szansa zainteresowania czytelników historią.
 

Kategoria: Powieść historyczna
Wydawnictwo: Książnica
Liczba stron: 352
ISBN: 9788324581054

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Juliet Grey "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu"


Opis książki
"Obdarzona bardzo licznym rodzeństwem i dorastająca pod bacznym okiem dominującej cesarzowej Austrii dziesięcioletnia Maria Antonina wie, że pewnego dnia jej idylliczne dzieciństwo dobiegnie końca, a ona sama zostanie złożona na ołtarzu politycznych ambicji matki.
Nie przypuszcza tylko jednego — że ten dzień nastąpi tak szybko. Zanim jednak z rodzinnego Wiednia, gdzie czas upływa jej na radosnych zabawach z siostrami, wyruszy do lśniącego przepychem, rozplotkowanego Wersalu, musi przejść całkowitą przemianę, by Francuzi uznali ją godną objęcia roli delfiny
i poślubienia dziwnego, nieśmiałego, zaledwie o dwa lata od niej starszego chłopca, którego przeznaczeniem jest zasiąść na tronie jako Ludwik XVI. Czy znajdzie w sobie dość siły, przebiegłości
i determinacji, by stać się prawdziwą władczynią?"

Małe dzieci, szczególnie dziewczynki, uwielbiają bajki, w których głównymi bohaterkami są księżniczki i królewny. Mieszkają one w pałacach i zamkach, żyją beztrosko, a każde ich życzenie natychmiast jest spełniane. A jak jest naprawdę? Czy wiele osób byłoby chętnych zamienić z nimi swoje życie?

Od kilku lat, latem i zimą, mam okazję spacerować po pięknych ogrodach Hofburga oraz pałacu letniego Schönbrunn. Uwielbiam przechadzać się alejkami oraz podziwiać piękną panoramę, która roztacza się z Glorietty. W związku z tym, z chęcią sięgnęłam po pierwszą część trylogii Juliet Grey "Maria Antonina. Z Wiednia do Wersalu".

Główna bohaterka to postać historyczna. Chociaż była arcyksiężniczką Austrii, późniejszą królową Francji, jej życie nie było szczęśliwe. Od najmłodszych lat była "kartą przetargową". Od jej małżeństwa miała zależeć przyszłość Austrii. Dziesięcioletnia Maria Antonina wiodła beztroskie życie do czasu, gdy dowiedziała się o planach matki. Dla dobra swojej ojczyzny miała poślubić delfina Francji-Ludwika Augusta. Jednak, zanim to nastąpiło, ta mała dziewczynka musiała przejść całkowitą metamorfozę: nauczyć się biegle mówić po francusku, wyprostować zgryz, nauczyć się słynnego wersalskiego ślizgu, zmienić uczesanie. Ile to dziecko musiało wycierpieć, aby poświecić się na "ołtarzu polityki międzynarodowej"? Jak zostaje przyjęta w swojej nowej ojczyźnie? Czy poradzi sobie z intrygami dworskimi? Jak wypada dwór wersalski, najznakomitszy w ówczesnej Europie, w porównaniu z siedzibami wiedeńskimi? Pierwsza część trylogii kończy się w momencie śmierci Króla "Słońce".

Juliet Grey udało się stworzyć barwną, wielowątkową powieść, w której prawda historyczna łączy się z fikcją literacką. Poza dziejami Marii Antoniny przedstawia realia życia na dworze Habsburgów i Burbonów. Poznajemy panujące tam zwyczaje i obyczaje. Kolejny raz uświadamiamy sobie, że pod warstwą pudrów i mgiełką pachnideł skrywa się brudne ciało. Dowiadujemy się, że w Wersalu śmierdziało, bo potrzeby fizjologiczne były oddawane, tam gdzie dana osoba stała. Ludwik XV ważne decyzje podejmował pod wpływem swojej metresy, a rodzina królewska była wystawiona na widok publiczny. Jej członkowie byli niczym marionetki czy też nawet "małpki w zoo". Każdy mógł przyjść, pooglądać, dotknąć, a za plecami obmówić. Jakże idealny, w tym zestawieniu, wydawał się dwór wiedeński.

Z czystym sumieniem polecam pierwszą część trylogii o losach pięknej, a zarazem tragicznej Austriaczki. Osobiście, cieszę się, że mogę przeczytać dalsze losy Marii Antoniny.  

Kategoria: Powieść historyczna
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 392
ISBN: 9788362478583

piątek, 11 grudnia 2015

Miły prezent od Lagenko — odsłona druga


Kolejny raz zostałam mile zaskoczona przez firmę Lagenko. W jednym z majowych postów pisałam o niespodziance, jaką wówczas mi zrobili KLIK. 
Tym razem koperta skrywała w swoim wnętrzu kartkę urodzinową, kartkę świąteczną, odręcznie napisany list od właścicielki oraz pomadkę kolagenową regenerująco-odżywczą do ust spierzchniętych, wysuszonych i popękanych.


Z białej pomadki, którą otrzymałam w okolicy imienin byłam bardzo zadowolona. Popękane, suche usta szybko regenerowały się i długo utrzymywały odpowiedni stopień nawilżenia. Tym razem, dzięki marce Lagenko mam okazję wypróbować inny produkt z tej kategorii.

Co o niej pisze producent?
Bardzo lekka, bezbarwna i bezwonna o bardzo bogatym składzie. Przynosi ulgę podrażnionym, piekącym, wysuszonym ustom. Regeneruje, silnie nawilża i odżywia. Po aplikacji usta stają się piękne, miękkie i gładkie. Pomadka sprawdza się świetnie w regeneracji spierzchniętych, podrażnionych ust, jak i w codziennej ochronie przed skutkami działań słońca, mrozem, suchym powietrzem. Pozostawia transparentną warstwę ochronną. 

Moja opinia
Ładne, eleganckie, klasyczne opakowanie skrywa w sobie bezwonną pomadkę ochronną. Jest tak samo skuteczna, jak jej biała "siostra". Świetnie nawilża, pozostawia delikatną warstwę, która długo regeneruje spierzchnięte i popękane usta. Naturalne składniki odżywiają skórę i sprawiają, że jest ona w dobrej kondycji. Z jednej strony minusem jest cena — 47 zł, ale z drugiej strony w cenie tej znajdują się trzy pomadki więc koszt za jedną sztukę znacznie się obniża.

Kolejna przesyłka potwierdza osobisty stosunek właścicielki firmy Lagenko do obecnych i potencjalnych klientów.

wtorek, 8 grudnia 2015

Uzupełnianie braków w kosmetykach do pielęgnacji


Dzisiejszy post poświęcę nowym nabytkom pielęgnacyjnym, które zagościły na mojej półce w łazience.

1. Balea — żel pod prysznic i szampon dla dzieci 300 ml


Delikatnie oczyszcza i pielęgnuje skórę, nie szczypie w oczy. Kosmetyk nie zawiera silikonów i parabenów. 

2. Balea — kremowy żel pod prysznic limetka i aloes 300 ml


Kremowy żel pod prysznic zawiera ekstrakt z limetki i aloesu. Znakomicie nawilża skórę i chroni ją przed wysuszeniem. Ma cudowny, orzeźwiający zapach.

3. Balea — kremowy żel pod prysznic frozen breeze 300 ml
 
  
Zawiera ekstrakty z mrożonych malin i fiołków. Pozostawia cudowny zapach, idealny na zimowe wieczory. 

4. Balea — kremowy żel pod prysznic frost flower 300 ml


Zawiera ekstrakt z mrożonych kwiatów róży i owoców marakui. Pozostawia niezwykle zmysłowy zapach.

5. Balea — balsam do ciała frost flower 200 ml

 
Cudownie owocowo-kwiatowy balsam do ciała o zapachu mrożonej róży i owoców marakui, znakomicie nawilża i wygładza. Przeznaczony do codziennej pielęgnacji. Świetnie rozprowadza się po skórze.

 6. Balea — żel z perełkami olejku o zapachu jeżyny i kwiatów 250 ml


Doskonale myje, nawilża skórę i chroni ją przed wysychaniem. Pozostawia piękny zapach.

7. Balea — pianka do golenia z aloesem  150 ml

  
Idealna do depilacji na mokro. Świetnie nawilża skórę, pozostawia ją gładką, łagodzi podrażnienia i pielęgnuje. 

niedziela, 6 grudnia 2015

Marguerite van Geldermalsen "Żona Beduina"


Opis książki
"Niezwykła historia Marguerite van Geldermalsen. W 1978 roku pochodząca z Nowej Zelandii pielęgniarka została żoną Muhammada, beduińskiego sprzedawcy pamiątek w legendarnej Petrze. Zamieszkała w liczącej dwa tysiące lat jaskini w skalnym zboczu i żyła jak Beduinka. Nauczyła się arabskiego, przeszła na islam, urodziła troje dzieci i poznała brytyjską królową Elżbietę.

Na wiadomość, że Marguerite van Geldermalsen wychodzi za Beduina, jej przyjaciele pukali się w głowę. Najspokojniej zareagowali rodzice, którzy o wszystkim dowiedzieli się z listu, który dostali dwa miesiące po ślubie."

"Żona Beduina" Marguerite van Geldermalsen, to książka z serii "Historie prawdziwe". Gdy zobaczyłam ją w bibliotece, pomyślałam, że będzie kolejną pozycją w stylu "Białej Masajki". Myślałam, że przeczytam historię kobiety zafascynowanej egzotyką, dziką przyrodą, tubylcami, która dla takiej scenerii porzuca swoje dotychczasowe życie, aż w końcu szuka ratunku w ucieczce. Jakie było moje zdziwienie, gdy strona po stronie odkrywałam, że nie miałam racji.

Margueriete była pielęgniarką. Pochodziła z Nowej Zelandii. Uwielbiała podróże. Podczas jednej z nich, w Jordanii, a konkretnie w Petrze, poznała swojego przyszłego męża Muhammada Abdallaha. Dzieliła z nim los przez 25 lat. Wszystkie decyzje, które podejmowała były jej świadomym wyborem (nauka arabskiego, przejście na islam, przestrzeganie ramadanu). Okazało się, że jej mąż był dobrym człowiekiem. Nie próbował wpływać na jej decyzje, ani na siłę "zrobić" z niej Beduinki. To raczej ona sama chciała poznać mentalność ludzi, wśród których przyszło jej żyć. To często Muhammad musiał ją przekonywać do remontów, inwestycji. Gdy ona uciekła od cywilizacji i wiodła proste życie, np. bez bieżącej wody, on cywilizację wprowadzał do ich domu. Dochowali się trójki dzieci, co też było niespotykane wśród społeczności beduińskiej. Ich wzajemne relacje opierały się na zrozumieniu i szacunku. Przez całe wspólne życie uczyli się od siebie nawzajem. On nauczył Margueriete, że nie rzuca się resztek chleba na ziemię, bo to grzech. Ona zaś sprawiła, że Muhammad wbrew tradycji, wziął na ręce nowo narodzoną córeczkę (wg wierzeń musi minąć 40 dni od porodu).

Margueriete opisuje 8 lat swojego życia (1978-1985). Dzięki niej poznajemy zwyczaje, mentalność, zabobony, w które wierzyli mieszkańcy Petry, jej drugiej ojczyzny. Opisuje nam stroje, wygląd mieszkań (jaskiń i namiotów), swoją pracę w ambulatorium. Opowiada też o niezwykłej gościnności charakteryzującej Beduinów. Mnie urzekły również piękne opisy malowniczej Jordanii. Do książki dołączono kolorową wkładkę ze zdjęciami pochodzącymi z albumu autorki.

Podsumowując można napisać, że jest to opowieść o niezwykłej kobiecie, o przystosowaniu się do innej kultury, wreszcie o odnalezieniu swojego miejsca na ziemi. Książkę polecam tym, którzy interesują się kulturą Bliskiego Wschodu, lubią podróże, zwłaszcza te egzotyczne, oraz z zainteresowaniem śledzą historie z życia wzięte.
  

Kategoria: autobiografia/pamiętnik
Wydawnictwo: Imprint
Liczba stron: 328
ISBN: 9788361171362 


piątek, 4 grudnia 2015

Projekt denko — listopad 2015 rok



Z małym poślizgiem przychodzę z kolejnym projektem denko. W tym miesiącu wykończyłam kilka dobrych produktów, ale również wśród pustaków znalazły się buble, do których już nie wrócę.


Yves Rocher — Szampon ułatwiający rozczesywanie 3 w 1 z wyciągiem z lipy
Kupiłam go z myślą o córce, ale sama też kilka razy umyłam nim włosy. Produkt ma przyjemny zapach i faktycznie działa dyscyplinująco na włosy, które po nim łatwiej się rozczesują. Na pewno kupię go ponownie.
Balea — Kremowy żel pod prysznic
Gęsty, wydajny kosmetyk. Nie wysusza skóry, a przy tym pięknie pachnie. Obecnie używam innego żelu z tej serii i też jestem zadowolona.

Marion — Satynowe mleczko do kręconych włosów
Jedyny produkt przeznaczony do włosów kręconych, który pozostał u mnie na dłużej. W moim przypadku sprawdziły się wszystkie obietnice producenta: mleczko podkreśla loki, nawilża, wygładza i zwiększa elastyczność włosów. Na mojej półce w łazience stoi kolejne, piąte opakowanie. W najbliższej przyszłości nie zamierzam z niego rezygnować.

 
Bioderma — Antybakteryjny żel do mycia twarzy
Dłuższa opinia na temat tego produktu znajduje się TUTAJ. Sebium i kremy Cicabio to moi zdecydowani faworyci!

Lirene —  Odżywcze mleczko do demakijażu twarzy i oczu
Jak dla mnie to produkt na NIE! Męczyłam się z nim przez cały rok. Niby nie zrobił mi żadnej krzywdy, ale stanowczo nie odpowiada mi formuła mleczka do demakijażu. Nie lubię uczucia lepkości podczas zmywania makijażu, a tego typu produkty, takie uczucie właśnie pozostawiają. Nigdy więcej do niego nie wrócę.

Avon — Pachnąca mgiełka różowa stokrotka & sycylijska cytryna
Kosmetyk ten kupiłam z ciekawości i raczej na tym jednym spotkaniu moja znajomość z mgiełkami zakończy się. Stwierdzam, że dla mnie to zbędny gadżet. Myślę, że podobny efekt uzyskam, wlewając do pustej buteleczki z atomizerem zwykłą wodę.


Bioderma — Cicabio Pomade i Cicabio Creme
Dłuższa recenzja na temat moich ulubionych kremów TUTAJ. Uwielbiam je i raczej szybko zdania nie zmienię. 

Bielenda — Multifunkcyjny krem CC 10w1
Lekki, nietłusty krem, który szybko się wchłaniał, nie zatykał porów i nie uczulił mnie. Idealnie sprawdził się pod makijaż. Ogólnie jestem z niego zadowolona. Być może wrócę jeszcze do niego.


Avon — Boost it
Wodoodporny tusz do rzęs, który według producenta ma naturalnie zwiększać ich objętość. Faktycznie nie pozostawia grudek, nie osypuje się, wytrzymuje cały dzień, ale osobiście nie lubię małych silikonowych szczoteczek. Moje próby polubienia się z nimi utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że jest to niemożliwe. Niemniej jednak myślę, że zwolenniczki silikonów będą zadowolone z tego tuszu.

Yves Rocher —  Wodoodporny tusz zwiększający objętość rzęs
Niby kosmetyk sprawdził mi się, bo był faktycznie wodoodporny, nie sklejał rzęs i nie pozostawiał grudek, ale nie polubiłam go i na pewno więcej do niego nie wrócę.   

poniedziałek, 30 listopada 2015

O dwóch różnych książkach świątecznych

Kolejny post dotyczący książek, które sugerując się tytułem, miały wprowadzić w magiczny nastrój Bożego Narodzenia. Jednak każdy musi sobie sam odpowiedzieć na pytanie: czy taki nastrój osiągnął.

1. John Grisham "Darujmy sobie te święta"




Oficjalnie ogłaszam rozpoczęcie sezonu przedświątecznego: telewizja serwuje nam bajki i filmy wprowadzające w atmosferę świąteczną z nierozłącznym Kevinem na czele. W repertuarze kanałów telewizyjnych znajduje się również film „Święta Last Minute”- przezabawna komedia o małżeństwie, które postanawia zbojkotować Boże Narodzenie. W tym roku postanowiłam przeczytać króciutką powieść Johna Grishama „Ominąć święta” (inny tytuł to "Darujmy sobie te święta"), na podstawie której powstał wyżej wymieniony przeze mnie film.

Luther i Nora Krankowie, których jedyna córka Blair wyjechała na rok do Peru, postanawiają zaoszczędzić pieniądze i spędzić święta na dziesięciodniowej wycieczce. Nie biorą udziału w gorączce przedświątecznej, która ogarnęła mieszkańców miasteczka; wyłamują się z udziału w konkursie na najlepiej przystrojoną ulicę; nie zamierzają wspierać akcji charytatywnych, których w tym czasie jest sporo. Ignorowanie świąt trwa do czasu, gdy córka Kranków dzwoni i informuje rodziców o swoim powrocie do domu. Na domiar złego chce pokazać swojemu narzeczonemu, jak wyglądają obchody świąt Bożego Narodzenia.

Powieść Johna Grishama to przezabawna historia, która ukazuje święta w krzywym zwierciadle. Tradycja spotęgowana komercjalizacją i konsumpcyjnym charakterem świąt nie uznaje osób, które nie pasują do stereotypu. W powieści dominuje humor sytuacyjny momentami wyolbrzymiony do granic możliwości. Jednym słowem lekka i przyjemna opowieść w sam raz do pochłonięcia w jeden wieczór.  

2.


Będąc ciągle w atmosferze przedświątecznej sięgnęłam po książkę "Prezent na święta". Po raz pierwszy nie przeczytałam opisu, tylko zaufałam tytułowi. Niestety, rozczarowałam się. Moje rozczarowanie związane było ze zwodniczym tytułem. Spodziewałam się ciepłej opowieści, a dostałam opis ostatnich godzin życia kobiety, która trafiła do szpitala z silnym bólem głowy i została w nim z wyrokiem śmierci.

Zastanawiam się teraz, czym jest, a właściwie powinnam napisać był, tytułowy prezent dla bohaterów powieści. Śmierć, to kres życia, a co za tym idzie bolesny i smutny okres dla pozostałej na ziemi rodziny. Czy oznaczał on czas dany, aby pożegnać się z najbliższymi? Jeśli tak, to według mnie był on strasznie kiepsko opisany. Oto mamy kobietę, której pozostało kilka godzin i co ona robi? Kąpie się, maluje, ładnie ubiera, wysyła męża na zakupy do drogerii, spisuje listę spraw do załatwienia w najbliższym czasie, dzwoni do sióstr i brata,a na koniec rozmawia z każdym członkiem rodziny osobno. Po tych wszystkich czynnościach, można by rzec, spokojnie umiera.

Książkę czyta się szybko, a po jej zakończeniu czuje się pewien niedosyt.

niedziela, 29 listopada 2015

Anna Ficner-Ogonowska "Szczęście w cichą noc"


Opis książki
"Wieczór wigilijny, za oknem cisza. Pada śnieg, dom pachnie piernikiem i goździkami, na stole dodatkowe nakrycie, może zaraz ktoś przyjdzie...
To wszystko znajdziecie w najnowszej książce Anny Ficner-Ogonowskiej.
Hania pragnie spędzić wigilię z najbliższymi osobami w swym rodzinnym domu. Chce, by było jak dawniej... Zapowiada się wspaniały czas, pełen miłości, mądrych rozmów, rozkochanych spojrzeń i wyśmienitych dań.
Lektura tej magicznej opowieści, w której tradycja staje się jedną z bohaterek, z pewnością rozgrzeje serca i sprawi, że te Święta, choć obchodzone zimą, będą ciepłe i prawdziwie wyjątkowe.
Idealna książka do czytania w bożonarodzeniowy wieczór; doskonały prezent pod choinkę." 
Anna Ficner-Ogonowska jest nauczycielką, a prywatnie matką i żoną. Zadebiutowała powieścią "Alibi na szczęście". To w niej poznaliśmy sympatycznych bohaterów. Razem z nimi przeżywaliśmy upadki i wzloty. Razem z nimi płakaliśmy i śmialiśmy się. Szybko powstały dwie kolejne części tej trylogii. Ostatnio na rynku pojawiła się kolejna pozycja pani Anny "Szczęście w cichą noc".

Najnowsza książka, a właściwie, ze względu na niewielką objętość, lepiej pasowałoby określenie poradnik, broszura, wprowadza nas w magiczny czas Wigilii. Nasuwa mi się tutaj skojarzenie z propozycjami wydawniczymi dla dzieci, które w tym okresie obejmują bajki, powieści i filmy o tematyce świątecznej. Dosyć ciekawym zabiegiem jest dołączenie do właściwej treści, zeszytu Hanki. W nim to znajdują się zapiski dotyczące podziału obowiązków podczas przygotowania kolacji, złote myśli, przepisy na potrawy wigilijne.

U Hani i Mikołaja spotykają się bohaterowi z poprzednich książek. W domu panuje iście świąteczna atmosfera. W kuchni unoszą się cudowne zapachy, powstają kolejne dania, a niezastąpiona pani Irenka opowiada o tradycjach bożonarodzeniowych. Mężczyźni zajmują się dekorowanie domu i ubieraniem choinki. W tym dniu, nie ma mowy o dodatkowym pustym talerzu dla zbłąkanego gościa, gdyż ten zjawia się pod postacią znajomego Flory. Dla Hani okres przedświąteczny to również całkowite uporanie się z przeszłością. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w książce.

Padający śnieg, mróz, ciepło domowego ogniska, radość ze spotkania w gronie najbliższych osób to elementy składające się na magię najpiękniejszych świąt. Czytelnik, który w ten sposób spojrzy na "Szczęście w cichą noc" będzie usatysfakcjonowany. Jednak mi brakuje tutaj pewnego zamieszania i gwaru, który panuje, gdy w jednym miejscu spotyka się tyle osób. Miałam wrażenie, że poza Hanią, która relacjonuje wydarzenia, panią Irenką, która snuje piękne opowieści świąteczne i Dominiką, którą zawsze widać i słychać, pozostali bohaterowie są widzami. Oczywiście, kilka kwestii miał Mikołaj, Danusia i dziewczynki, ale zaliczyłabym to raczej do epizodów.

Niestety, książka nie porywa również ze względu na fabułę. Toczy się ona wolno, spokojnie, tak jak powinny wyglądać święta Bożego Narodzenia. Mam wrażenie, że motywem przewodnim powieści jest zebranie w jednym miejscu i przypomnienie młodszym czytelnikom tradycji wigilijnych i potraw, które powinny gościć na stołach.

Wielki ukłon kieruję w stronę wydawnictwa za przepiękną okładkę. Wprowadza nas ona w treść, uspokaja i zapowiada chwilę relaksu z książką i kubkiem ciepłej herbaty.

Podsumowując: "Szczęście w cichą noc", to ciepła, magiczna opowieść skierowana do młodszego pokolenia. Przypomina o tym, że ważne są tradycje, że pomimo czasu, w którym przyszło nam żyć, pomimo tego, że szukamy swojego szczęścia na całym świecie, najważniejsza jest rodzina. I nie chodzi tu tylko o samą kolację wigilijną, ale również o przygotowania do niej. To czas wyciszenia, bliskości i naładowania "akumulatorów" na kolejny rok.  

Kategoria: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 176
ISBN: 9788324027934

sobota, 28 listopada 2015

Lois Battle "Pensjonat"


Opis książki
"Bestsellerowa książka Lois Battle to zabawna opowieść o rodzinie i relacjach między bliskimi ludźmi. To także pełna ciepła historia, do której chętnie powraca się przez cały rok. W rodzinnym domu spotykają się cztery kobiety – Josie Tatternall i jej dojrzałe córki: Cam, Evie i Lila. Łączy je więź pełna skrajnych uczuć i cichych pretensji. Po latach postanawiają naprawić błędy z przeszłości. Czy uda im się tym razem i zasiądą radośnie przy świątecznym stole?"

Piękna, przyciągająca uwagę okładka powieści Lois Battle jest trochę zwodnicza. Sugeruje nam, że przeczytamy ciepłą opowieść świąteczną zapełnioną szczęśliwymi postaciami. Jednak zagłębiając się w treść zostajemy mile zaskoczeni. Nie ma bowiem w niej bajkowego życia z lukrowanymi postaciami. Zamiast tego dostajemy świetnie napisaną powieść o trudnych relacjach w rodzinie. Mało tego, wiele rodzin z naszego otoczenia może identyfikować się z jej bohaterami.

Tytułowy "Pensjonat" prowadzi Josie Tatternal, matka dojrzałych już kobiet: Cam, Evie, Lili. Ich relacje nie należą do najłatwiejszych. Wzajemne urazy z dzieciństwa, pretensje i niedomówienia doprowadziły do tego, że poza więzami krwi nic je nie łączy.

Josie regularnie spotyka się ze swoimi przyjaciółkami. Jeden z tak zwanych babskich wieczorków ma tragiczny finał. Koleżanka Peatsy trafia do szpitala z podejrzeniem ataku serca. Josie zaczyna myśleć o upływającym życiu i spontanicznie zaprasza córki na Wigilię do swojego domu. One, również spontanicznie, zaproszenie przyjmują. Pomimo nadziei związanych z atmosferą świąteczną, Wigilia kończy się katastrofą. Rodzinne święta zmieniają się we wzajemne oskarżenia sióstr. Obrażone na siebie zostawiają matkę samą i wracają do swoich domów. Nadchodzi kolejna Wigilia i kolejne rodzinne spotkanie. Jaki będzie miało przebieg? Co wydarzyło się w ciągu roku? Czy kobiety stały się sobie bliższe?

"Pensjonat" to mądra książka. Książka, która daje nadzieję na lepsze jutro. Porusza ważne tematy. Pokazuje, jak trudne są relacje międzyludzkie i jak niewiele potrzeba, żeby osoby, tak bliskie sobie oddaliły się od siebie. Aby dobrze poznać motywy postępowania bohaterek wracamy w retrospekcjach do ich dzieciństwa. A jak wiadomo, to ten okres kształtuje charakter i wpływa na to, jak postępujemy w dorosłym życiu.

Dzięki tej lekturze uświadamiamy sobie, jak ważna jest rodzina. Rodzina, z którą utrzymuje się dobre kontakty przez cały rok. Wreszcie, że wszystkie niedomówienia, pretensje i żale powinny być wyjaśniane na bieżąco. Unikniemy wtedy sytuacji, w której członkowie najbliższej rodziny będą traktowali się jak obcy ludzie.  

Kategoria: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 382
ISBN: 978-83-08-04792-7
 

niedziela, 22 listopada 2015

Syis — krem pod oczy professional


Co o nim pisze producent?
Krem zawiera ekstrakt z tarczycy brytyjskiej, która zapobiega tworzeniu zasinień i ciemnych obwódek pod oczami. Zawarte w kremie kolagen i elastyna działają regenerująco. Witamina B3 stymuluje produkcję ceramidów i poprawia barierę lipidową naskórka.

Moja opinia
Krem zamknięty jest w wygodnym, prostym i eleganckim opakowaniu. Do aplikacji kosmetyku służy wygodna pompka, która działa bez zarzutu: nie zacina się ani nie psuje. Opakowanie jest na tyle przezroczyste, że widać, ile produktu jeszcze zostało. 


Kosmetyk sprawdza się u mnie dobrze. Nie mam raczej problemów z wiecznie siną okolicą oczu czy z ciemnymi obwódkami, więc ciężko jest mi się wypowiedzieć w kwestii niwelowania tych niedoskonałości. Niemniej jednak krem świetnie nawilża te okolice, nie powoduje podrażnień, nie uczula. Po miesiącu stosowania zauważyłam, że moja skóra stała się bardziej napięta i elastyczna. Kosmetyk ma odpowiednią konsystencję, szybko się wchłania, nadaje się do stosowania pod makijaż. Posiada delikatny zapach, który na szczęście nie drażni i nie przebija. 


Ja krem pod oczy Syis znalazłam we wrześniowym ShinyBoxie i raczej nie kupiłabym go w regularnej cenie. W związku z tym, że nie potrzebuję specjalistycznego kremu na problemy z okolicą oczu, a jedynie nawilżenia i uelastycznienia skóry, uważam że cena 29 zł za 15 ml produktu jest zbyt wygórowana.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...