poniedziałek, 26 października 2015

Kampania Streetcom — ciasteczka dr Gerard


Ostatnio kampania goni kampanię. Dzisiaj zawitał u mnie kurier z paczką od portalu Streetcom.Tym razem do testowania dostałam ciastka marki dr Gerard. 


W wypełnionej po brzegi paczce znalazły się:
-Pryncypałki klasyczne
-Pryncypałki kokosowe
-Mafijne śmietankowo-cytrynowe
-Rurki waflowe z kremem o smaku śmietanowym
-KreMisie z nadzieniem śmietanowym
-WitAm z czekoladą
-WitAm ze śliwkami
-Pasja. Czekoladki z kremem kokosowym na kruchym ciasteczku
-Pryncy Torcik
-Malti Keks z kremem mlecznym
-Malti Keks o smaku jogurtu

 Nie pozostaje mi nic innego, jak rozdawać, testować i recenzować ;)

niedziela, 25 października 2015

Avon — szminka powiększająca usta 3D


Co o niej pisze producent?
Szminka dająca efekt pełniejszych ust. Zawiera SPF 15:
-nadaje ustom pełen wygląd, gładkość i jędrność
-pozostawia uczucie miękkości na ustach
-średni stopień krycia i satynowe wykończenie.
Formuła z kompleksem powiększającym 3D, z retinolem, kolagenem i kofeiną. Retinol wypełnia linie ust, nadając im młodzieńczą gładkość. Kolagen stymuluje mikrokrążenie, optycznie powiększając usta i nadając im pełny kształt. Kofeina, granat i olejek jojoba ujędrniają usta, poprawiając ich elastyczność i intensywnie nawilżając. 

Moja opinia
Szminka zamknięta jest w srebrnym, eleganckim opakowaniu. U góry znajduje się okienko, które ma ułatwić rozróżnianie koloru bez otwierania produktu, ale nie do końca zdaje to egzamin, bo przez okienko mało widać. Kosmetyk ma kremową konsystencję i bardzo delikatny, przyjemny zapach. Dzięki odpowiedniej konsystencji szminkę łatwo rozprowadza się na ustach. Kolor utrzymuje się 3-4 godziny, w zależności od tego czy jemy coś, czy nie. 
Do wyboru mamy 15 odcieni. Ja mam szminkę w kolorze Truffle. 


Szminka po nałożeniu ma piękny, intensywny kolor, który z czasem płowieje. 


Kosmetyk świetnie nawilża usta i dosyć dobrze je kryje. Niestety, nie zauważyłam efektu 3D ani nie czułam, charakterystycznego dla powiększenia ust, mrowienia.


Ogólnie szminka przypadła mi do gustu i na pewno zamówię sobie jeszcze jakiś odcień. Cena regularna to 26 zł, ale można ją kupić w promocji za 14,99 zł.

piątek, 23 października 2015

Książki, których NIE polecam


Dzisiejszy post poświęcę książkom, których nie polecam. Z tego też względu moja opinia o nich będzie zwięzła. Podkreślam jednak, że jest to moja subiektywna ocena, a to oznacza, że na pewno są osoby, którym książki te przypadły do gustu bądź przypadną do gustu. Nie zamierzam z nimi polemizować, bo jak wiadomo, o gustach się nie dyskutuje.

1. Helen Fielding "Bridget Jones. Szalejąc za facetem"


Na kolejną część przygód sympatycznej Bridget Jones czekałam z niecierpliwością. Niestety, okazało się, że autorka pojechała na popularności dwóch pierwszych tomów. "Szalejąc za facetem" okazał się odgrzewanym, niesmacznym kotletem, a szkoda.

Dorobek 51-letniej Bridget to dwójka małych dzieci i niespodziewane wdowieństwo. Jak to mówią, miłość może przyjść w każdym wieku, każdy człowiek powinien być szczęśliwy. Jednak dla mnie autorka próbowała uszczęśliwić na siłę bohaterkę swojej książki. Niezrozumiały jest dla mnie związek starszej pani, którą niewątpliwie jest Bridget i dwadzieścia lat młodszego mężczyzny. Czytając czułam się, jak podczas oglądania typowo amerykańskiego programu telewizyjnego o związkach, w których facet jest dużo młodszy od swojej wybranki. Próba oswojenia Bridget z komunikatorami społecznościowymi i godziny spędzone na wyczekiwaniu liczby osób śledzących jej profil były dla mnie bardzo naciągane. Zresztą Jones nadal prowadzi swoje zapiski i notuje ile spożyła kalorii i ile czasu spędziła na wykonaniu bądź nie różnych czynności.

Żałuję, że przeczytałam "Szalejąc za facetem", bo nieporadna, aczkolwiek sympatyczna dziewczyna z poprzednich części stała się dla mnie podstarzałym podlotkiem w złym tego słowa znaczeniu.  

2. Diego Galdingo "Pierwsza kawa o poranku"


Ciekawa okładka książki, za którą kryje się bardzo przeciętne wnętrze. Włoski temperament, urokliwe Zatybrze, kawiarnia Tiberi ze swoją barwną klientelą i ona tajemnicza Francuzka - wielbicielka herbaty z różą. Na kolejnych stronach poznajemy poszczególne etapy zakochania: od irytacji przez fascynację, wspólne wyjścia, pierwszy pocałunek, nagły wyjazd ukochanej, smutek, aż po szczęśliwe kolejne spotkanie. Najbardziej podobał mi się dodatek, w którym autor przybliża nam różne rodzaje kaw.

3. Teresa Fortis "Zew pustyni"


Teresa Fortis, obywatelka Szwajcarii, przez pięć lat pracowała dla Saudyjskich Linii Lotniczych. Książka ta zawiera jej wspomnienia z tego okresu.

Od razu napiszę, że lektura rozczarowała mnie. Opis z okładki okazał się być trochę mylący. Osobiście nie dopatrzyłam się zapowiedzianego zmuszania stewardess do prostytucji. Czyżby był to chwyt reklamowy mający zachęcić do sięgnięcia po książkę? Teresa opisuje swoje przeżycia w kolejnych bazach lotniczych, do których zostaje oddelegowana. Najpierw poznajemy zamknięty świat kampusu w Arabii Saudyjskiej, żeby przenieść się do tętniącego życiem Bangkoku i europejskiego Frankfurtu, aż po decyzję Teresy o rezygnacji z tego zawodu. Wydawać by się mogło, że osoba, a zwłaszcza kobieta, która w dorosłym życiu podejmuje pracę w państwie nieprzychylnym płci pięknej, będzie miała wiele do napisania. Jednak w tym przypadku tak nie jest, a szkoda.

Z chęcią przeczytałabym o zetknięciu się kultur, a w szczególności o specyficznych charakterze pracy, którą wykonywała autorka wspomnień. Jak bardzo fascynująca, a zarazem stresująca musi być ciągła kontrola samej siebie? Bo przecież wylatuje się z kraju nietolerancyjnego, aby za kilka godzin wylądować w państwie bardziej cywilizowanym pod względem obyczajów.  

4. Agnieszka Topornicka "Cała zawartość damskiej torebki"



Powieść ta to typowe damskie czytadło, jakich wiele na rynku. Tytuł jest zgubny, bo nijak ma się do treści.

Główną bohaterką jest prawie czterdziestoletnia Agnieszka, osoba, która studiowała i wiele lat mieszkała w Nowym Yorku, do Polski wróciła za ukochanym, obecnie jest dyrektorem w szkole językowej. Jej wieloletni związek z Erykiem, dopowiedzmy jeszcze toksyczny związek, rozpadł się. Do tego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na drodze Agnieszki pojawia się jej miłość z lat młodzieńczych, niejaki Ksawery Podsiadło.

Historia banalna, styl powieści (dialogów) okropnie męczący. To, co miało być zabawne, odpychało mnie wręcz od czytania. Perypetie miłosne Agnieszki pasują mi bardziej do nastolatki, niż do dojrzałej kobiety. Ksawery, który ma do ukochanej pretensje typu: otworzyła drzwi domofonem, a nie zbiegła do niego z rozwianym włosem, jest odpychający.

Lubię odstresować się przy lekkiej lekturze, jednak książki pokroju "Całej zawartości damskiej torebki" męczą mnie niemiłosiernie.

poniedziałek, 19 października 2015

Fred E. Basten "Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz"




Opis książki:
"Dyktował trendy
Ustalał kanony piękna
To on stworzył nowoczesną kobietę
Z jego usług korzystały wszystkie wytwórnie filmowe i największe sławy Hollywood: Marlene Dietrich, Elizabeth Taylor, Ingrid Bergman, a nawet John Wayne.
Zanim Rudolf Valentino stał się bożyszczem kobiet, uważano, że ma zbyt ciemną cerę, by występować w kinie. Pewnie nigdy nie stałby się światową gwiazdą, gdyby nie specjalny puder, który wynalazł dla niego Max Factor.
To Max ufarbował na rudo słynne loki Rity Hayworth, które natychmiast stały się nieodłącznym elementem jej wizerunku.
Tylko on umiał poradzić sobie z charakterkiem kapryśnej Poli Negri, gdy egzotyczna piękność z Polski przyjechała na podbój Hollywood.
I przede wszystkim to właśnie dzięki niemu kosmetyki stosowane dotąd wyłącznie przez gwiazdy ekranu stały się dostępne dla wszystkich kobiet.
Urodził się w Łodzi. Już w wieku kilkunastu lat pracował w zakładzie słynnego berlińskiego stylisty. Potem trafił do Rosji, gdzie o jego radę zabiegali artyści Moskiewskiej Opery i dygnitarze carskiego dworu. Jednak i to mu nie wystarczało – wkrótce wyruszył do Ameryki, na podbój Fabryki Snów." 
 
"Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz", to pierwsza biografia twórcy makijażu i historia założonej przez niego firmy. To opowieść o człowieku skromnym, ciepłym, który dzięki uporowi i determinacji stworzył wielkie imperium fryzjersko-kosmetyczne. Bo należy pamiętać, że początkowo Factor związany był z perukarstwem, a dopiero później zajął się rozwojem działu kosmetycznego.
Maksymilian Faktorowicz, bo tak naprawdę się nazywał, urodził się w Łodzi w 1872 roku. Pochodził z wielodzietnej żydowskiej rodziny. Od najmłodszych lat pracował: jako sprzedawca bakalii i pomarańczy, pomocnik w drogerii u aptekarza i perukarza. Los zaprowadził go do Moskwy, gdzie został charakteryzatorem aktorów Teatru Bolszoj. Jego talent został zauważony na dworze cara. Od tego momentu stał się ulubieńcem elit rosyjskich. Jednak przychylność cara wiązała się z życiem pełnym ograniczeń, dlatego Maksymilian postanowił uciec do Stanów Zjednoczonych.

Ameryka okazała się dla niego i jego rodziny szczęśliwym miejscem. Zaczął skromnie: od małego sklepu. Życie zawodowe związał z przemysłem filmowym i był to strzał w dziesiątkę. Wraz z rozwojem kinematografii rozwijała się jego firma. Kilkakrotnie musiał zmieniać siedzibę na większą. U niego czesały się i malowały największe sławy ówczesnego Hollywood, m.in. Greta Garbo, Rita Hayworth, Miriam Hopkins, Rudolf Valentino.

Jego sukcesem było dokładne dobieranie kolorystyki pudrów i szminek, tak aby twarze aktorów i aktorek miały na ekranie naturalny wygląd. Inne produkty stosował w filmie czarno-białym, inne w kolorowym. Jego kosmetyki przyczyniły się do rewolucji obyczajowej. Zaczęły je stosować zwykłe kobiety, co wcześniej było nie do pomyślenia. Max Factor podkreślał, że najpiękniejsza jest naturalność, dlatego makijaż powinien być delikatny, wręcz niewidoczny.

Na prośbę Roberta Salvatore, pracownika w firmie Max Factor, Fred E. Basten podjął się napisania biografii twórcy imperium kosmetycznego. Przygotował się do tego zadania rzetelnie. Biografia została napisana w oparciu o artykuły prasowe, notatki, dzienniki oraz wzbogacona fotografiami przedstawiającymi Maxa Factora przy pracy, jak również gwiazdy filmowe prezentujące efekty jego pracy.

Sięgając po "Max Factor. Człowiek, który dał kobiecie nową twarz" dostajemy książkę, którą czyta się szybko i przyjemnie. Nie ma w niej wielu dat, które trzeba zapamiętać. Jest natomiast historia człowieka cichego, skromnego, a zarazem wielkiego, który zapisał się na kartach historii. Dla wielu może być zaskoczeniem, że Max Factor, to nie tylko nazwa własna firmy produkującej kosmetyki, ale również, a może przede wszystkim, nazwisko człowieka, który stał na czele tej firmy. 

Kategoria: biografia
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 216
ISBN: 9788324023547
 

wtorek, 13 października 2015

Kapsułki piorące Vizir


Jakiś czas temu zgłosiłam się do kampanii kapsułek piorących Vizir, organizowanej przez portal www.everydayme.pl. Zostałam zakwalifikowana do grona Ambasadorek, a wczoraj otrzymałam paczkę pełną środków piorących. 


W ramach kampanii otrzymałam:
Do własnego użytku:
1 opakowanie kapsułek do prania Vizir Alpine Fresh (17 sztuk)
przewodnik projektu
książeczka "Badanie opinii"

Do przekazania innym:
25 pojedynczych opakowań z kapsułką do prania Vizir Alpine Fresh
25 ulotek

Nie pozostało mi nic innego, jak rozdawać próbki i testować, a następnie zamieścić opinię na temat tego produktu.




 

niedziela, 11 października 2015

Bogdan Bartnikowski "Dzieciństwo w pasiakach"


Opis książki
"Warszawa, lata czterdzieste, wojenne, ubiegłego wieku, podstawiony pociąg towarowy do załadunku ludzi. Ścisk, tłok, płacz, to są dzieci, pędzone przez hitlerowców do wywózki. Nie wiedza jeszcze gdzie będą wiezione. Wreszcie pociąg rusza, jada. W tłoku, własnych odchodach, bez przystanków, podroż trwa dobę. Po makabrycznych godzinach spędzonych w pociągu, dojechali, zaciekawieni, próbują dowiedzieć się, gdzie są, ktoś krzyknął w oddali, Boże, to Auschwitz. To jest ich cel, przeznaczenie, na jak długo nie wiadomo. Tutaj zaczyna się ich prawdziwe piekło. Przejście przez łaźnie, wstęp do tego co ma się dziać dalej, baraki, zbijane z desek, z pryczami do leżenia, również tłok, wszechobecny zaduch. Zakazy, zakazy wszystkiego, za jakiekolwiek przewinienie, śmierć. Brak żywności, np. obiady robione są z brukwi i wody, czasami z dodatkiem kawałeczka chleba. Bicia dzieci są na porządku dziennym. Śmierć zbiera swoje żniwo. Po tygodniach i miesiącach spędzonych w obozie z oddali zaczynają się odzywać wojenne pomruki. Małymi kroczkami zbliża się wolność. Zaczyna się stopniowa ewakuacja obozu, likwidacja, co ważniejszych obiektów obozowych, żeby zatrzeć ślady dzikiej nieludzkiej działalności. Nareszcie nadchodzi ten dzień, dzień wolności."

Auschwitz, kapo, komando, krematorium, głód, śmierć... Choć minęło tyle lat, tym słowom nadal towarzyszą: przerażenie, strach, bezsilność. Książki o tematyce obozowej zapadają w pamięci. Nie pozwalają przejść obojętnie obok tego, co działo się w obozach śmierci. Każda z nich pokazuje nam dramaty ludzi, ludzi którzy urodzili się nie w tym miejscu i nie w tym czasie.

"Dzieciństwo w pasiakach" jest spojrzeniem na rzeczywistość obozową oczami dziecka. Dzieciństwo to najpiękniejszy okres w życiu każdego małego człowieka. To czas zabawy, beztroski i śmiechu. Jednak nie wszystkim dzieciom dane było to przeżyć. Dzieciom, które dorastały podczas wojny dzieciństwo kojarzyło się ze śmiercią, strachem, przemocą, głodem i walką o przetrwanie. Te, które trafiły do obozów zagłady zostały oddzielone od rodziców. Musiały, tak jak dorośli, obcować ze śmiercią, walczyć o przetrwanie, kombinować, kraść. Spały w przeludnionych barakach, dostawały głodowe porcje żywnościowe, były poddawane eksperymentom naukowym.

Bogdan Bartnikowski na kartach swojej książki przedstawia również wzruszające momenty. Do takich niewątpliwie należy bajka o wolności, którą dzieciom na dobranoc opowiadał Andrzej. Zawarte w niej były marzenia i tęsknoty tych małych istot. W bajce nie było już wojny, obozów, Niemców. Była za to, tak upragniona wolność, rodzice tulący swoje dzieci, jedzenie...dużo jedzenia. Wzruszającym, a zarazem poruszającym momentem była również Wigilia i przygotowania do niej. Oto Bogdan z dostępnych materiałów wykonuje szopkę, starsi więźniowie przynoszą choinkę. W taki sposób, oddzieleni od swoich bliskich, więźniowie obchodzili najpiękniejsze, rodzinne święta.

Książkę tę, tak jak i inne o podobnej tematyce, warto przeczytać, aby nie dopuścić do powtórzenia się historii. Relacja Bogdana Bartnikowskiego wzrusza i wstrząsa. Jest przestrogą przed tym, co było. Jest krzykiem, aby o tym co było, nie zapomnieć.  

Kategoria: pamiętnik
Wydawnictwo: Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau
Liczba stron: 165
ISBN: 978-83-60210-34-5

piątek, 9 października 2015

Kanapki Monte Snack


Jakiś czas temu pisałam o tym, że dostałam się do projektu Trnd.pl i mogłam wziąć udział w testowaniu nowych kanapek Monte Snack. W końcu nadeszła pora, aby podsumować projekt. 
Producent sugeruje, że Monte Snack to delikatny biszkopt wypełniony czekoladowo-mlecznym kremem, a jak jest naprawdę?


Moja opinia
Opakowanie kanapki utrzymane jest w kolorystyce typowej dla produktów firmy Zott. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się ciemny biszkopt przełożony mlecznym kremem, pośrodku którego znajduje się wkładka czekoladowo-orzechowa. Plusem jest to, że producent nie pokusił się o to, aby oblać kanapkę czekoladą. 

  
Dla mnie osobiście kanapka jest za słodka, natomiast idealnie trafiła w kubki smakowe moich dzieci. Świetnie sprawdziła się jako przekąska pomiędzy posiłkami oraz jako małe co nieco do szkoły. Jednak ze względu na strukturę wskazane było zjadanie kanapek w miarę szybko, gdyż zbyt długie trzymanie ich w plecaku powodowało zmianę struktury stałej w paćkę — dotyczy to wszelkich produktów tego typu, a nie tylko Monte Snack. Już wiem na pewno, że kanapki Monte Snack, od czasu do czasu, będą trafiały do naszego koszyka. Uważam jednak, że cena 1,49 zł to zbyt dużo za 29 g przyjemności. 

Bezy z kremem kawowy


Dzisiaj podam przepis na słodkie, kruche bezy z kremem kawowym.

Składniki na bezy:
4 białka

250 gram białego cukru

1 łyżeczka mąki ziemniaczanej lub skrobi ziemniaczanej

1 łyżeczka octu

szczypta soli
Składniki na krem:
200 gram masła
2 jajka 
4 łyżki cukru
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej
Wykonanie — bezy:
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni Celsjusza. Do białek dodać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę. Dalej ubijając, dodawać stopniowo cukier. Na końcu dodać ocet i mąkę ziemniaczaną i ubijać jeszcze około 30 sekund. Masę przełożyć na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i uformować okrągły placek. Mi w tym celu posłużyła otwierana część od tortownicy. Bezę piec 5 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza, następnie zredukować temperaturę do 150 stopni Celsjusza i piec 90 minut. Po tym czasie wyłączyć piekarnik i pozostawić w nim bezę aż do całkowitego ostygnięcia. 
Wykonanie — krem:
Całe jajka i cukier ubijać przez około 5 minut mikserem na parze. Garnek z masą jajeczną zdjąć z kuchenki i pozostawić do wystygnięcia. W innym naczyniu utrzeć miękkie masło z kawą na jasną masę. Do masła stopniowo dodawać masę jajeczną. Gotową masą przełożyć bezy.

Smacznego!
  


niedziela, 4 października 2015

Kruche ciasto z masą jogurtową


Masa jogurtowa, która w smaku przypomina sernik to idealna baza do wykonania różnych ciast. Można ją upiec samą — bez spodu, można na spodzie z herbatników, kruchym cieście lub biszkoptowym. Za każdym razem nabiera innego smaku i wyglądu. Moje wersja jest na kruchym cieście, które jednak nie do końca jest kruche. Stało się tak za sprawą galaretki, która miała udekorować wierzch ciasta. Ponieważ musiałam wyjść z domu, a galaretka już od jakiegoś czasu gęstniała, postanowiłam wylać ją na wierzch ciasta i czekać do powrotu, żeby zobaczyć efekt końcowy. Galaretka częściowo przedostała się do ciasta i zabarwiła go na delikatny czerwony kolor oraz sprawiła, że stało się ono bardziej zwarte, a nie kruche.   

Składniki na ciasto:
450 gram mąki pszennej lub krupczatki
200 gram cukru    
250 gram masła
3 żółtka
2 łyżki śmietany
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Składniki na masę jogurtową:
2 duże jogurty greckie
5 jajek
1/2 szklanki cukru
1/2 szklanki oleju
1 duży budyń śmietankowy
1 cukier waniliowy

Opcjonalnie:
galaretka

Sposób wykonania ciasta:
Masło pokroić  nożem i szybko zagnieść z pozostałymi składnikami ciasta. Blachę wyłożyć  papierem do pieczenia i równomiernie rozłożyć w niej ciasto, a następnie ponakłuwać je widelcem.

Sposób wykonania masy jogurtowej:
Żółtka zmiksować z połową cukru, olejem, dużym budyniem, cukrem waniliowym i jogurtami. W osobnej misce ubić na sztywną pianę białka z pozostałą połową cukru. Pianę z białek dodać do masy jogurtowej i delikatnie wymieszać. Masę wlać na kruche ciasto. Piec 50 minut w 180 stopniach Celsjusza z termoobiegiem.

Po wystudzeniu można ozdobić galaretką. 

Smacznego!

    


sobota, 3 października 2015

Renata Czarnecka "Signora Fiorella. Kapeluszniczka królowej Bony"


Opis książki
"Zagorzali katolicy widzą w nim obrońcę wiary, protestanci mordercę ich współwyznawców we Francji w noc św. Bartłomieja, Żydzi zaś drżą w obawie przed wypędzeniem z Kazimierza i tułaczką po świecie. Ale największe nadzieje z Henrykiem wiążą dwie kobiety: polska infantka, Anna Jagiellonka, i Włoszka, Fiorella Carpaccio – kapeluszniczka królowej Bony.
Pierwsza ma zostać żoną przystojnego księcia, druga liczy na szybki zarobek i upragniony wyjazd do ukochanych Włoch. Dwie kobiety, dwie historie, miłość i nienawiść, namiętność i odrzucenie, walka o byt w obcym kraju i walka o własną godność w ojczyźnie, dworskie intrygi, perwersja, przemoc i bezsilność, zemsta...

Mistrzowsko wiążąc intrygujące wątki, autorka tworzy barwny obraz dawnej stolicy Polski, opisuje stosunki polityczno-obyczajowo-społeczne w mieście i kraju, daje panoramę mieszkańców Krakowa od żebraków i prostytutek aż po rezydentów Wawelu, nie waha się poruszać tematów tabu."

To moje kolejne spotkanie z twórczością Renaty Czarneckiej. Tym razem autorka zabiera nas w podróż do Krakowa, w którym to po bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta nastał czas bezkrólewia. Za sprawą elekcji królem Polski został Henryk Walezy, młody Francuz, który ani myślał zajmować się sprawami polskimi. Z niecierpliwością czekał chwili, w której dowie się o śmierci brata, żeby wrócić do ukochanej ojczyzny i włożyć na głowę koronę Francji.

Tytułową bohaterką powieści, jednak nie główną, jest pani Carpaccio — Włoszka, która przybyła do Krakowa wraz z królową Boną. Jej głównym zajęciem jest szycie kapeluszy, ale tak naprawdę prowadzi dom publiczny, z usług którego korzystają urzędnicy, a nawet sam Walezy ze swoim najbliższym otoczeniem. 

Wielki szacunek należy się autorce za doskonałe przygotowanie warsztatu pisarskiego. Lekkość pióra i doskonała znajomość historii sprawia, że czytając ma się wrażenie uczestniczenia w akcji. Niezależnie od tego czy znajdujemy się w komnatach królewskich, w dzielnicy żydowskiej, w szynkach, na ulicach Krakowa czy wśród biedaków spod Kościoła Mariackiego mamy poczucie realności i tak naprawdę ciężko jest nam powiedzieć, co jest prawdą a co fikcją literacką. Niewprawiony czytelnik zostaje niejako "zmuszony" do zagłębienia się w historię szesnastowiecznej Polski, aby usystematyzować podane informacje. 

W powieści bardzo sugestywnie ukazane są tragiczne losy dwóch kobiet: tytułowej kapeluszniczki i infantki. Obie chciały osiągnąć szczęście i obie go nie zaznały. Z kart powieści wyłania się też świetnie skonstruowany obraz różnych warstw społecznych: żaków, kupców, Żydów, prostytutek i uwielbiających zabawę Francuzów. Sam Henryk Walezy swój pobyt w Krakowie spędzał na zabawie, polowaniach, korzystaniu z usług kobiet lekkich obyczajów i swoich kochanków. Nie myślał nawet o tym, żeby zajmować się sprawami państwowymi. 

"Signora Fiorella. Kapeluszniczka królowej Bony" to również powieść, w której krew leje się strumieniami. Codziennie znajduje się zwłoki kobiet lekkich obyczajów i dzieci, okrutnym torturom poddawanych jest wiele osób, które niezależnie od tego czy przyznają się do winy czy nie, giną z rąk kata. W szesnastowiecznym Krakowie kwitnie handel żywym towarem, nasilają się prześladowania Żydów. 

Podsumowując: jest to świetna powieść z fantastycznie pokazanym tłem polityczno-społeczno-obyczajowym, którą naprawdę warto przeczytać.    

 
Kategoria: Powieść historyczna
Wydawnictwo: Skrzat
Liczba stron: 496
ISBN: 978-83-7437-568-9 

piątek, 2 października 2015

Projekt denko — wrzesień 2015 rok


Dzisiaj na moim blogu pojawi się pierwszy post z serii "denko". Zazwyczaj na mojej półce stoi kilka kosmetyków jednego rodzaju, które używam w zależności od nastroju i pogody. Dzięki temu bywa tak, że przez kilka miesięcy nie kupuję nowych produktów, po czym praktycznie w jednym czasie zużywam swoje zapasy. Wrześniowe denko, to tak naprawdę kosmetyki, które w większości kupiłam w okolicach lutego i marca 2015 roku, a które zużyłam w ciągu minionego miesiąca. W denku wypowiem się w bardzo zwięzły sposób na temat kosmetyków, a w przypadku, gdy danemu produktowi poświęciłam osobny wpis, podlinkuję go Wam. Przejdźmy zatem do konkretów.
 


Joanna Naturia — Peeling myjący czarna porzeczka i truskawka 
Opinia o tych produktach tutaj. Na pewno wypróbuję inne wersje zapachowe i powrócę do peelingu truskawkowego.

Le Petit Marseillais — żel pod prysznic Werbena i Cytryna
Opinia o tym produkcie tutaj. Spośród trzech zużytych żeli, ten najbardziej spełnił moje oczekiwania.

FM SPA 
Żel nie spełnił moich oczekiwań z kilku powodów. Po pierwsze wysuszał mi skórę. Po drugie nie odpowiadał mi jego zapach. Po trzecie miał niepraktyczne zamknięcie: ciężko było, mając mokre ręce, odkręcać i zakręcać nakrętkę; brak dozownika sprawił, że żel był mało wydajny. Więcej do niego nie wrócę.

Dove 
Kremowy żel bardzo fajnie nawilżał skórę podczas kąpieli; miał przyjemny zapach. Minusem była konsystencja: żel bardzo ciężko rozprowadzał się po ciele i bardzo trudno było go zmyć. Niewygodne opakowanie — mniej więcej w połowie zużycia produktu ciężko było go wycisnąć z buteleczki. Na pewno do niego nie wrócę. 


Jean Paul Gaultier — balsam do ciała Classique
Świetnie nawilżał skórę; miał bardzo intensywny zapach, który długo utrzymywał się na skórze. Może kiedyś do niego wrócę. 

Vaseline — Intensive care
Balsam u mnie w ogóle się nie sprawdził. Nie nawilżył mnie intensywnie, a wręcz przeciwnie — przesuszył mi skórę. Pół godziny po aplikacji moja skóra była tak sucha i swędząca, że musiałam smarować ją innym balsamem. Jestem na nie i na pewno nigdy go nie kupię.

Yves Rocher — balsam odżywczy z olejkiem arganowym i kwiatem pomarańczy
Balsam miał przyjemną konsystencję, dobrze się rozsmarowywał i szybko wchłaniał. Jednak nie odpowiadał mi jego specyficzny zapach, dlatego nie znajdzie się więcej na mojej liście zakupów.

Nivea — balsam do ciała pod prysznic
Kiedyś używałam balsamu z tej serii, ale w niebieskim opakowaniu i był rewelacyjny. Ten natomiast nie spełnił moich oczekiwań i tak naprawdę nie potrafię powiedzieć dlaczego. Do tego więcej nie wrócę, ale niebieski na pewno trafi do mojego koszyka. 


Yves Rocher — szampon do włosów z wyciągiem z hamamelisu
Rewelacyjny szampon do włosów dla całej rodziny. Świetnie sprawdził się na włosach mojej córci. Po jego użyciu włosy były miękkie, lśniące i łatwo się rozczesywały. Kupię go ponownie, jak tylko pojawi się w sklepie Yves Rocher.

Yves Rocher — odżywka do włosów z olejkiem jojoba
U nas ta odżywka sprawdziła się rewelacyjnie. Włosy były gładkie, miękkie, błyszczące i łatwo się rozczesywały. Dodatkowo miała przyjemny zapach. Teraz używam odżywki Yves Rocher z owsa, ale nie jestem z niej zadowolona i jak ją zdenkuję, wrócę do odżywki z olejkiem jojoba.


Lou Pre — mydło w płynie
Bardzo wydajne, nie wysusza skóry, ma przyjemny zapach. Kupiłam już kolejne opakowanie. 


Lolita Lempicka
Jedne z moich ulubionych, ciężkich perfum wieczorowych. Za jakiś czas do nich wrócę.

Lou Pre — C106
Lekkie, letnie perfumy. Na pewno do nich wrócę późną wiosną lub latem.


Lou Pre — antyperspirant R117
Antyperspirant zdał egzamin w upalne, letnie dni. Skutecznie chronił przed poceniem, nie wysuszał skóry ani jej nie podrażniał. Kolejne opakowanie stoi na mojej półce z kosmetykami. 


Loreal — Volume million lashes
Wodoodporna maskara pogrubiająca rzęsy, to produkt, z którego byłam naprawdę zadowolona. Faktycznie pogrubiał rzęsy, ładnie je tuszował, nie rozmazywał się i nie odbijał na górnej powiece. Kupię go, jak tylko będzie w promocji.

Mascara Benefit Cosmetics — they`re Real!
Swoją opinię na temat tego tuszu wyraziłam tutaj. Zakup tego kosmetyku to według mnie strata pieniędzy. 


Olay — Anti-wrinkle instant hydration krem na dzień
Recenzja tego kremu znajduje się tutaj. Skuteczny, przyjemny krem, ale zdecydowanie za drogi.

Benefit — it`s potent!
Rewelacyjny krem pod oczy. Miał lekką formułę, szybko się wchłaniał, świetnie nawilżał, nie podrażnił mnie ani nie uczulił. Jego jedynym minusem jest cena. Cieszę się, że miałam okazję go wypróbować, bo jest za drogi i na pewno go nie kupię.

   
Tołpa — łagodny żel do mycia twarzy
O tym produkcie pisałam tutaj. Może jeszcze go kupię.


Lactacyd — emulsja do higieny intymnej
Łagodna emulsja do codziennej higieny. Miała delikatny, przyjemny zapach. Dobrze odświeżała, nie podrażniała ani nie uczulała. Obecnie testuję inny produkt do higieny intymnej, ale do tego na pewno powrócę.


Lirene — krem do stóp
Jeden z nielicznych produktów do pielęgnacji stóp, który faktycznie u mnie zadziałał. Prawie natychmiast stopy stały się gładkie i przyjemne w dotyku, a regularne stosowanie sprawiło, że efekt gładkości utrzymuje się do tej pory. Obecnie testuję inny produkt, ale nie jestem z niego zadowolona i przy najbliższej okazji wrócę do kremu Lirene. 

Hair line — satynowe mleczko do kręconych włosów
Produkt, bez którego nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia. Świetnie sprawdził się na moich włosach: ujarzmiał niesforne loki, nawilżał i wygładzał. Minusem jest małe opakowanie, ale rekompensuje to niska cena. Kupiłam już kolejne opakowanie i póki co nie mam zamiaru rezygnować z tego mleczka.

Cztery Pory Roku – zmywacz do paznokci z gąbką
Opinia o tym produkcie pojawiła się tutaj. Kupię kolejne opakowanie.

Vichy — woda termalna
Dla mnie osobiście, to bardzo przeciętny produkt. Tak naprawdę to nie wiem, co o nim napisać, bo nie wiem, czego powinnam się po nim spodziewać. Na pewno go nie kupię, bo jest to dla mnie kosmetyk z serii tych zbędnych. 

Uff, dobrnęłam do końca. Będę chciała, żeby w miarę możliwości denka pojawiały się regularnie, co miesiąc.    
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...